Audycja
«1995-10-14»
Trójka Pod Księżycem

Komentarz

Peter Hammill wystąpił w Bydgoszczy. Jest już bardzo bezpiecznie!!!! Audycja trwała od godziny 2:00, Tomek wracał w tym dniu z koncertu Hammilla. Serwis III Paweł Ulbrych Cykl "Living in the Past" poświęcony grupie Earth & Fire. A dokładnie dwóch ich płytom "Song of Marching Children" wydanej w 1971 roku i "Atlantis" z roku 1973. Szczególnie polecam tytułową suitę z pierwszej płyty.

Audycja dzięki

Jaśko Marcin - data

AkoBe - komentarz - treści komentarzy

Maciej Skulski - komentarz - uzupełnienie

Jaśko Marcin - opis

AkoBe - opis - uzupełnienia

Maciej Skulski - opis - uzupełnienie

chaos_man - pochodzenie

Jaśko Marcin - pochodzenie

Maciej Skulski - pochodzenie - nie zostało wykorzystane

Lordmoon - pochodzenie - nie zostało wykorzystane

Opis

1. Collage - Safe

2. Komentarz Tomasza (brak końcówki)

Proszę Państwa, no i jestem w Warszawie. Dopiero co przyjechałem, więc wciąż jeszcze jestem pod wrażeniem tego, co przeżyłem kilka godzin temu w Bydgoszczy w Filharmonii Pomorskiej, gdzie zagrał i gdzie wystąpił Peter Hammmill. Mówię zagrał i wystąpił, dlatego że było to połączenie wszystkiego, niesamowitego teatru jednego aktora, niesamowitego wieczorka poetyckiego i niesamowitego koncertu muzycznego, wszystko razem. To zbyt dużo, żeby to ogarnąć i żeby to opisać jednym zdaniem. Dlatego przywitałem Państwa utworem grupy Collage, najnowszym utworem grupy Collage - "Safe", czyli "Bezpieczny", "Bezpieczna", bo poczułem się bezpieczny, dopiero tutaj w zaciszu studia, w którym będę sobie w ciągu najbliższych kilkunastu, kilkudziesięciu minut powoli rozważał to wszystko, co przeżyłem, już tak na spokojnie i będę Państwu opowiadał o tym, ale chciałbym, żeby (...)

 

3. Brak fragmentu audycji

4. Komentarz Tomasza (brak początku i końcówki)

(...) grał z towarzyszeniem dwóch kolegów, do Bydgoszczy przyjechał sam. Znaczy się nie zupełnie sam, towarzyszył mu Paul Ridout, który jest na co dzień grafikiem produkującym okładki, projektującym okładki do płyt Petera, natomiast tutaj pełnił rolę akustyka i zajmował się stroną właśnie dźwiękową całego występu. Proszę Państwa, to dziwne, ale gdy tak teraz sobie myślę o tym wszystkim, co przeżyłem w ciągu ostatnich dwóch dni, to lepiej jakoś pamiętam i szczegółowiej, i dokładniej, to wszystko, co działo się wczoraj niż to, co działo się dzisiaj. A moja przygoda z Peterem Hammillem zaczęła się wczoraj o godzinie 14 po południu na lotnisku Okęcie, gdzie razem z organizatorami bydgoskiego koncertu odebraliśmy go z samolotu. Całą tę przygodę zawdzięczamy bowiem trzem zapaleńcom z Bydgoszczy, z firmy International House, ze szkoły właściwie o takiej nazwie. Po prostu nauczyciele wzięli się za organizowanie koncertów i robią to lepiej od zawodowców. Tak dobrze przygotowanego pod każdym względem koncertu jeszcze nigdy nie widziałem, a miałem naprawdę okazję oglądać to wszystko od podszewki, nie z punktu widzenia widza, który czeka z biletem przed salą, tylko od tej właśnie strony, od kuchni. Ale przejdźmy do tego, co działo się, co działo się wczoraj. Po odebraniu Petera Hammilla z samolotu pojechaliśmy na Stare Miasto, ażeby rozejrzał się trochę po Warszawie. Tam usiedliśmy sobie, żeby wypić piwo i w trakcie tego uzyskałem odpowiedź na dwa bardzo ważne i nurtujące mnie od dawna pytania. Pierwsze brzmiało: dlaczego w '78 roku definitywnie rozpadł się Van Der Graaf Generator. Peter odpowiedział, że zespół to pewnego rodzaju jedność, ale składająca się jednak z kilku osób. I zespół kieruje się właśnie jednym wspólnym interesem, ale angażuje w to aż kilka osób. I on w pewnym momencie, właśnie w tym okresie, nie był już w stanie poświęcić się czemuś większemu, chciał prowadzić działalność jak najbardziej indywidualną. Poparł to takim argumentem, że jako ojciec rodziny wtedy miał również inne obowiązki. Kiedy jest się młodym - powiedział - człowiek myśli tylko o własnej karierze, o swojej własnej przyszłości, o zespole w którym chciałby grać. Natomiast później, kiedy ma rodzinę, zaczyna myśleć także o tej rodzinie, zaczyna czuć inne obowiązki. I wtedy zauważa w którymś momencie, że nie może tych dwóch spraw pogodzić. Trochę mi to przypomina decyzję Petera Gabriela, kiedy opuścił Genesis. Opuścił tę grupę również z powodów rodzinnych. Pamiętamy, jego córka była wtedy, wkrótce po tym, jak przyszła na świat, w bardzo poważnym stanie zdrowia. Poza tym Peter Gabriel także twierdził, że woli mieć własną kontrolę nad tym, co czyni. I to w pewnym sensie również uzasadnia fakt, że Peter Hammill po rozwiązaniu Van Der Graaf Generator nadal pracował z tymi samymi muzykami, bo wcale się z nimi nie pokłócił, nie rozszedł się z nimi w żaden, z żadnego innego powodu, tylko po prostu dlatego, że chciał sam kierować tą indywidualną swoją działalnością i firmować swoją muzykę własnym nazwiskiem. A drugie pytanie, które zadałem, to pytanie: dlaczego płyty "Aerosol Grey Machine", pierwszej oryginalnej płyty Van Der Graaf Generator, wciąż nie ma na płycie kompaktowej. I czegóż się dowiedziałem. Że prawa do tej płyty wciąż posiada firma amerykańska. Firma, która podobno jeszcze pod koniec lat sześćdziesiątych miała spisany kontrakt z Peterem Hammillem i był to dosyć drakoński kontrakt, jak się okazuje. Kiedy wówczas zawiązał się zespół, menadżer zespołu powiedział, że absolutnie nie zgodzi się, aby grupa Van Der Graaf Generator na prawach takiego kontraktu z tą firmą właśnie mogła współpracować. Firma na to odpowiedziała: dobrze, ale my nie zwolnimy Petera Hammilla. Powstała więc płyta, która miała się ukazać jako solowy album Petera, pod jego nazwiskiem, ale wtedy wpadł wszystkim do głowy genialny pomysł. Przedstawili firmie następujący argument: jeżeli zwolnią Petera Hammilla z tego przykrego kontraktu, będą mogli wydać tę płytę jako pierwszy album Van Der Graaf Generator. I dlatego "Aerosol Grey Machine" ukazał się jako Van Der Graaf Generator nakładem amerykańskiej firmy, która jest taka głupia, jaka była wtedy i do chwili obecnej nie wierzy, że wydanie tej płyty na kompakcie mogłoby przynieść jej spore zyski. A mogę Państwu powiedzieć, wszyscy, absolutnie wszyscy - zarówno dziennikarze na konferencji prasowej, jak i fani - pytali Petera Hammila przede wszystkim o to, dlaczego tej płyty na kompakcie nie ma. No, gdyby jakiś przedstawiciel firmy amerykańskiej posiadającej do "Aerosol Grey Machine" prawa nas zechciałby posłuchać, to być może płytę byśmy otrzymali. Przy kolacji, już w Bydgoszczy, uzyskałem jedno zapewnienie, którego, które się dzisiaj spełniło. Peter słowa dotrzymał. Utwór "A Way Out" był, był zagrany. Natomiast dowiedzieliśmy się też jeszcze jednej rzeczy, że następnym razem przypuszczalnie - a myślę, że do takiego następnego razu dojdzie, bo koncert został przyjęty przez Petera wspaniale, powiedział, że takiej publiczności dawno nie widział i dla takich ludzi dawno nie grał - następnym razem być może Hammill przyjedzie do nas z zespołem. Powiedział: tym razem przyjechałem solo specjalnie dlatego, że chciałem zorientować się, jak to jest w Polsce, wysondować rynek, poznać ludzi, następnym razem przyjadę z grupą. (...)

 

5. Brak fragmentu audycji

6. Komentarz Tomasza (brak początku i końcówki)

(...) Niesamowite, proszę Państwa, niesamowite. Peter Hammill, żywa legenda, marzenie i to marzenie ściętej głowy, a jednak przyjechał. Przyjechał, zagrał i to jak zagrał. Takiego koncertu - i to chyba mogę powiedzieć śmiało, otwarcie - takiego koncertu w życiu nie widziałem i nie słyszałem. To był teatr - jak już Państwu mówiłem - połączenie śpiewu, poezji, muzyki i niesamowitego aktorstwa. Jeden człowiek na scenie, dwa instrumenty, fortepian i gitara. Większość była wykonywana z fortepianem, ale to, co Peter Hammill pokazał na gitarze i jak przy tym śpiewał, wydaje mi się, że on rzeczywiście robi z głosem to, co Jimmy Hendrix w końcu lat sześćdziesiątych, na początku siedemdziesiątych robił z gitarą. To jest naprawdę niesamowite. Widziałem jego koncert, taki akustyczny koncert też w pojedynkę, na wideokasecie, ale to, co tam się działo, to była raptem połowa, raptem cień tego, co pokazał nam w Bydgoszczy. Trzymał nas w niesamowitym napięciu przez półtorej godziny. Publiczność nie śmiała kaszlnąć nawet. A potem wykonał dwa bisy, "Future Now" i "Still Life" na pożegnanie. Nikt się nie spodziewał tego wspaniałego utworu z repertuaru Van Der Graaf Generator jeszcze na koniec, chociaż cały koncert również rozpoczął się utworem z tejże płyty i z tamtych lat, utworem "The Room". Później między innymi było" Just Good Friends", "Vision", "Easy To Sleep Away", "Modern" w niesamowitej wersji z gitarą, "The Comet, The Course, The Tail" też chyba w najwspanialszej wersji, jaką słyszałem. Był "Pacjent", czyli "Patient" - "Cierpliwy" albo "Pacjent", taka zabawna gra słów. Był "Starger Still" w niesamowitej interpretacji wokalnej i na sam koniec koncertu po "A Way Out" był utwór "Traintime". Właściwie mógłbym mówić jeszcze długo o tym, co było, ale wydaje mi się, że cokolwiek Państwu powiem w tej chwili, to będzie tylko zachłystywanie się jeszcze wspomnieniami. To będzie, to będą tylko słowa, słowa, słowa. Natomiast muzyka, wydaje mi się, mówi sama za siebie, mówi najgłośniej i najwspanialej. Słuchacze Trójki mieli podobno okazję po godzinie dwudziestej uczestniczyć w tym koncercie, bo dwa utwory - tak przynajmniej słyszałem - miały być transmitowane na żywo (...)

 

7. Van Der Graaf Generator - Still Life

8. Komentarz Tomasza (brak końcówki)

No, z werwą klaskali w tej Ameryce kilka lat temu, ale myśmy klaskali głośniej i bardziej zdecydowanie w Bydgoszczy. To było długie, zdecydowane klaskanie, tak długie aż w końcu artysta wychodził na pierwszy bis i na drugi. Peter Hammill w Polsce. Wciąż jeszcze nie potrafię w to uwierzyć, a jednak to była prawda. Będziemy to wspominać naprawdę latami. I bardzo chciałbym podziękować organizatorom - firmie International House, za to że, że zdecydowali się po prostu odważyć i zorganizować koncert tego wyjątkowego, jedynego w swoim rodzaju artysty, który fanów ma bardzo wielu, ale ci fani po prostu się kryją. A jemu nigdy nie zależało na tym, żeby być popularnym przez duże "p", żeby lansować przeboje, żeby po prostu sprzedawać miliony swoich płyt. On wie, że on ma wiernych, oddanych zwolenników, którzy zawsze, kiedy jego koncert gdziekolwiek się odbędzie, po prostu przyjadą. Na przykład z Zurichu przyjechał człowiek, który miał dwa albumy przy sobie z fotografiami z bardzo wielu koncertów. On jeden otrzymał od Petera Hammilla zgodę na to, żeby robić zdjęcia przez cały koncert, gdyż artysta prosił, aby mu nie przeszkadzać fleszami i wyznaczył tylko dwa nagrania na ten cel. Powiedział, że on się koncentruje nad wykonywaniem muzyki, publiczność nad jej odbiorem, nie należy, nie należy po prostu w tym przeszkadzać. W tej chwili, gdy wróci do Anglii, kończyć będzie nową płytę. A płyta ta, nagrywana z zespołem, ukaże się w lutym (...)

 

9. Brak fragmentu audycji

10. Komentarz Tomasza (brak początku i końcówki)

(...) Tak sobie myślę jeszcze o tym wszystkim, co dzisiaj się, wczoraj właściwie, co się wydarzyło i przypomniała mi się jeszcze jedna rzecz dotycząca zespołu Van Der Graaf Generator. To jest też bardzo interesująca sprawa, bo to pytanie również pojawiało się prawie bez przerwy. Dlaczego, nie tyle, dlaczego zespół się rozpadł, ale dlaczego ten zespół się nie reaktywował i czy się kiedykolwiek reaktywuje. Peter Hammill powiedział, że nie chciał nigdy po prostu dyskredytować nazwy Van Der Graaf Generator. Powiedział, że nazwa ta jest tak wysoko ceniona i do zespołu tego z takim szacunkiem się wszyscy odnoszą, dlatego bo wiążą się z tą nazwą pewne konotacje, których nie dałoby się w tej chwili powtórzyć. Bo gdyby grupa się reaktywowała, to grałaby na pewno inną muzykę i przypuszczalnie w ten sposób mogłaby tylko zniszczyć swoją legendę. Powiedział więc, że nie mówi tak na sto procent nie, ale raczej przewiduje, że nigdy do reaktywacji dawnego Van Der Graafa nie dojdzie. Może najwyżej dojść do założenia jakiegoś innego zespołu, może nawet w tym samym składzie, ale to już będzie zdecydowanie muzyka przyszłości. Powiedział też, że przyszłość przede wszystkim jest dla niego celem numer jeden - "I want the future now". Proszę Państwa, żeby tak ten temat dzisiaj przynajmniej już zamknąć, bo jak już powiedziałem wcześniej, mógłbym mówić przez całą noc o Peterze Hammillu, ale jest także inna muzyka. Wziąłem z sobą kilka płyt, które pojechały ze mną do Bydgoszczy i wróciły stamtąd prosto do Programu Trzeciego. A muszę się też przyznać, że żeby być tutaj dzisiaj z Państwem, zrezygnowałem z bankietu, na którym można było jeszcze pocieszyć się razem z artystą tym wszystkim, co przeżyliśmy wspólnie wcześniej. Jednak wsiadłem w samochód, dzięki uprzejmości przyjaciół dotarłem tutaj z kilkunastominutowym opóźnieniem i przywiozłem między innymi na ostatnią godzinę muzykę zespołu Earth & Fire, o którą mnie Państwo (...)

 

11. Brak fragmentu audycji

12. Komentarz Tomasza (brak początku i końcówki)

(...) zagrał i zaśpiewał z wykopem całej orkiestry symfonicznej. Nic dziwnego, że wystąpił w filharmonii w Bydgoszczy. Ciekaw jestem kogo jeszcze z takich artystów lubianych i szanowanych, ale niepopularnych w pełnym tego słowa znaczeniu, firma International House nam sprowadzi. Może Roy Harper będzie, może Anthony Phillips? Nie wiem, nie wiem. Może? Teraz (...)

 

13. Brak fragmentu audycji

14. Komentarz Tomasza (brak początku)

(...) Powiedziałem Państwu przed tygodniem, że otrzymałem trzy nowe nagrania, "Safe", "One of Their Kind" i jeszcze jeden utwór, utwór, który nazywa się "Cages of the Mind", czyli "Klatki umysłu". Gdy Fish grał w Warszawie a Grupa Collage wraz z nim, pamiętam taką rozmowę z Robertem Amirianem, wokalistą Collage. Mówił, że wolałby, aby nowa płyta nazywała się właśnie "Cages of the Mind", bo to chyba ciekawszy tytuł. Natomiast zespół koniecznie chciał tytuł "Safe". No nie wiem, co Państwo na to. W każdym razie utwór "Cages of the Mind" brzmi następująco.

 

15. Collage - Cages of the Mind

16. Komentarz Tomasza

Czy jest bezpiecznie? Jest bardzo bezpiecznie, zdecydowanie najbezpieczniej jak dotąd. Grupa Collage, utwór "Cages of the Mind" z nowej płyty, która nazywa się "Safe" i ukaże się pod koniec listopada, a singiel już niedługo, już niedługo. Niezniszczalna jest siła dawnej muzyki. Myślę, że to można odnieść także do zespołu DarXtar, zespołu, który jest bardzo tajemniczą grupą, ale najwyraźniej ufiksowaną w klimacie starego, dawnego, niepowtarzalnego Hawkwind, zespołu, który jest bardzo żywotny, niesamowicie płodny i zespołu, który działa do dziś, nagrywa własne płyty oraz, jak się okazuje, ma wielu zainteresowanych taką samą muzyką satelitów. DarXtar, nazwa tego zespołu zabawnie jest pisana przez iks, a powinno być Dark Star, czyli Ciemna, mroczna gwiazda. Płyta, którą dziś przyniosłem z sobą, nazywa się "Darker", czyli "Trochę ciemniej" i z moich obliczeń wynika, że jest to drugi album w dyskografii tego zespołu wydany dwa albo trzy lata temu. Ale jak już powiedziałem, DarXtar to zespół bardzo tajemniczy, nie umieszcza na okładkach prawie żadnych informacji ani żadnych dat, tak więc poza tym, że ta płyta plasować się powinna między pierwszą a trzecią, nie wiem nic więcej o niej. Ale zapraszam Państwa do wysłuchania dwudziestominutowego fragmentu. To będzie inna muzyka niż ta, której słuchaliśmy jak dotąd, ale powiedziałem, że musimy troszkę zmienić klimat, troszkę jak gdyby oderwać się od tych wszystkich wrażeń z ostatnich kilkunastu godzin. Ja przynajmniej muszę to zrobić, chociażby dlatego, żeby na nowo zobaczyć wszystko we właściwej perspektywie i myślę, że grupa DarXtar mi w tym pomoże, tym bardziej że noc jest bardzo mroczna. "Metal Fatigue" - "Zmęczenie metalu", "The Fireclown" - "Ognisty klaun" i "Stars", czyli "Gwiazdy". DarXtar.

 

17. darXtar - Metal Fatigue

18. darXtar - The Fireclown

19. darXtar - Stars

20. Komentarz Tomasza

To był zespół o nazwie DarXtar i muzyka z płyty "Darker". "Zmęczenie metalu" - "Metal Fatigue", "Ognisty klaun" - "The Fireclown" i "Gwiazdy", czyli "Stars". Zespół dość intrygujący, chociaż, trzeba powiedzieć, mało oryginalny, jako że robi wszystko według recept sprawdzonych przez zespół Hawkwind na przestrzeni ostatnich dwudziestu paru lat, ale robi to tak dobrze, że trudno mieć mu to za złe. W końcu i Hawkwind nie nagrywa ostatnio aż tak wielu płyt, jak kiedyś, a nawet jeśli, to nie są to za każdym razem płyty z nowym materiałem, o czym zdążyliśmy się już wielokrotnie przekonać, słuchając nagrań Hawkwind. Tak więc to był zespół DarXtar, a teraz coś, czego nie było przez tygodniem, a co obiecałem Państwu w tym tygodniu bądź najbliższej przyszłości jednak przypomnieć. Ta płyta też pojechała ze mną do Bydgoszczy i z powrotem. Zespół Styx - Boat on the River".

 

21. Styx - Boat On The River

22. Komentarz Tomasza

Ach to był niesamowity przebój wiele lat temu. Pamiętam, słuchało się tego utworu ze łzami w oczach i każdy wyobrażał sobie siebie na tej tajemniczej łódce na rzece, tak płynącego gdzieś, gdzieś daleko stąd. "Boat on the River" i zespół Styx. Mówiłem Państwu przed tygodniem, jakoś korciło mnie, żeby posłuchać tej piosenki przed wyjściem z domu tutaj do Programu Trzeciego i okazało się, że po wysłuchaniu schowałem płytę do pudełka, a pudełko postawiłem na półkę. No i później przyjechałem tutaj, okazało się, że nie mam najważniejszego utworu. No ale dzisiaj już zadbałem o to, żeby ten utwór się z nami znalazł. Płyta przejechała kilkaset kilometrów w jedną stronę i z powrotem. I jeszcze jedna płyta się tak przejechała. Ponieważ się przejechała, to chciałbym żeby, żebyśmy z niej posłuchali utworu, który miał się dzisiaj znaleźć w programie. Wprawdzie niezupełnie będzie pasował do tego wszystkiego, ale myślę, będzie pasował do tego, co powiem za chwilę. Otóż byłem niedawno na jeszcze jednym fascynującym koncercie, o którym dowiedziałem się dosłownie kilkanaście godzin wcześniej. To było w czwartek wieczorem. Zespół Closterkeller zagrał w Warszawie w Klubie Giovanni. Był to jeden z tych najbardziej nieprzewidywalnych, zwariowanych i przedziwnych koncertów, jakie czasami się zdarzają. Sala napchana wręcz po brzegi młodzieżą studencką, bo to był koncert na otwarcie roku akademickiego. Zespół w doskonałym humorze i w niesamowicie punkowym stylu. No, zagrali jak, jak tylko potrafili, wspaniale. Krzysiek grał na perkusji, perkusista grał na basie. A wszystko to odbyło się w postaci wielkiego, wspaniałego happeningu. Dlatego w tej chwili chciałbym, żebyśmy posłuchali zespołu Crystal Phoenix, który wiem, że się Państwu bardzo podoba, bo to będzie taka muzyka trochę mroczna. "Dark Shadow" - utwór o zakochanym nietoperzu.

 

23. Crystal Phoenix - Dark Shadow: The Dove and the Bat / The Last Flight

24. Komentarz Tomasza

Jeden z moich przyjaciół kiedyś mówił, że są takie płyty, które się nosi przy sobie. I ta płyta była rzeczywiście klasycznym przykładem, nosiłem ją przy sobie przez ostatnie dwa dni. Zespół Crystal Phoenix, czyli Myriam Saglimbeni, i opowieść o zakochanym czarnym nietoperzu zakochanym w białej gołębicy. A dlaczego ten utwór teraz wybrałem, mówiąc o Closterkellerze? Bo Ania wystąpiła na biało.

 

25. Sygnał serwisu Trójki

26. Sygnał audycji

27. Jethro Tull - Living in the Past

28. Komentarz Tomasza (brak początku)

(...) dwie godziny wspominaliśmy starsze utwory Van Der Graaf Generator, słuchaliśmy Petera Hammilla, również z koncertów sprzed kilku lat, słuchaliśmy zespołu DarXtar, który gra tak jak Hawkwind kilkanaście lat temu, kilkadziesiąt lat temu, a teraz, teraz oficjalnie Living in the Past i grupa Earth & Fire. Zespół, o którym nic nie mogłem Państwu powiedzieć, dopóki nie ukazała się encyklopedia rockowa wydana przez Rock-Serwis i stamtąd przynajmniej poznałem skład zespołu oraz kilka informacji więcej na jego temat. Zespół debiutował pod koniec lat sześćdziesiątych, dokładnie w '69 roku, a zakończył działalność dopiero w '83, to jest niesamowite, chociaż już w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, kiedy oryginalny skład zaczął się sypać, również styl grupy Earth & Fire zaczął niebezpiecznie zbliżać się do takiej popowej tandety i te późniejsze płyty już nas raczej nie interesują. Nas interesują płyta druga i trzecia, czyli "Song of the Marching Children" oraz "Atlantis" - "Atlantyda" - również znana pod tytułem "Maybe Tomorrow, Maybe Tonight". Jerney Kaagman śpiewała w tym zespole, Chris Koert grał na gitarze i również śpiewał, Gerard Koerts grał na instrumentach klawiszowych, to byli dwaj bracia bliźniacy, Ton van der Kleij na instrumentach perkusyjnych, a Hans Ziech na gitarze basowej. Holenderska grupa Earth & Fire i "Song of the Marching Children", czyli "Pieśń maszerujących dzieci". O ten utwór Państwo prosili wielokrotnie. Słuchaliśmy go pierwszy raz w 1992 roku, tak więc ponownie w ramach podróży w przeszłość cofamy się do roku 1971 i oto "Pieśń maszerujących dzieci" przez 18 i pół minuty.

 

29. Earth & Fire - Song of the Marching Children

30. Komentarz Tomasza

I tak przemaszerowały dzieci. "Song of the Marching Children" - tytułowa suita drugiego albumu holenderskiego zespołu Earth & Fire z 1971 roku. Utwór, który sprawił, że gdy posłuchałem tej płyty pierwszy raz, od razu wiedziałem, że to może być jeden z moich ulubionych zespołów. I równie intrygująco brzmi album "Atlantis" wydany dwa lata później w '73. Również zawiera suitę tytułową i kilka utworów na drugiej stronie. Zacznijmy od suity. "Atlantyda" przez 16 i pół minuty.

 

31. Earth & Fire - Atlantis

32. Komentarz Tomasza

Historia Atlantydy, słynna historia Atlantydy tym razem w interpretacji zespołu Earth & Fire z płyty pod tytułem "Atlantis" bądź "Maybe Tomorrow, Maybe Tonight", gdyż pod takimi tytułami ta płyta jest znana. To był rok 1973, wtedy już działała grupa Renaissance, którą świetnie znamy, której też słuchaliśmy kilkakrotnie w cyklu "Living in the Past". I Earth & Fire, moim zdaniem, wyraźnie starała się naśladować Renaissance, przynajmniej w tamtym okresie. Pierwsza płyta - bo słuchaliśmy materiału z drugiej i trzeciej - pierwsza płyta z '69 roku, wydana przez Repertoire Records także niedawno na płycie kompaktowej, nie jest aż tak atrakcyjna, składa się po prostu z krótkich piosenek. Na drugim i trzecim albumie Earth & Fire zaproponowali kompozycje złożone, wielowątkowe, właśnie "Song of the Marching Children" i "Atlantis". A niektóre utwory także stanowiły całość na tej zasadzie, że były po prostu łączone i teraz mam dla Państwa jeszcze takie trzy utwory. Właśnie ten drugi tytułowy "Maybe Tomorrow, Maybe Tonight", który bynajmniej rewelacją nie jest, chociaż się efektownie zaczyna, ale mam wrażenie, że w tym właśnie kierunku poszedł zespół Earth & Fire nieco później. Po tym utworze będzie krótkie "Interludium" bardzo ładne i potem również śliczny utwór pod tytułem "Fanfara" - "Fanfare" trwający ponad 6 minut. Tak więc jeszcze zostawiam Państwa z grupą Earth & Fire przez 11 minut z sekundami.

 

33. Earth & Fire - Maybe Tomorrow, Maybe Tonight

34. Earth & Fire - Interlude

35. Earth & Fire - Fanfare

36. Komentarz Tomasza

Grupa Earth & Fire i to były trzy połączone utwory z płyty "Atlantis": "Maybe Tomorrow, Maybe Tonight","Interlude" i "Fanfare". Teraz dopiero, proszę Państwa, czuję to błogie zmęczenie po ostatnich dwóch dniach z Peterem Hammillem i po koncercie, który zdarza się raz na wiele lat. Tak więc cieszę się, że za szybą pojawił się już Jurek Kordowicz. Za chwilę zjawi się także w studiu i zaleje Państwa elektronicznymi falami. A my za tydzień spotkamy się znów o pierwszej. Do usłyszenia.

 

37. Julee Cruise - Mysteries of Love

38. Komentarz Jerzego Kordowicza

Państwo poznają, to słynny muzyczny finał Tomasza Beksińskiego. Przyszedłem zza szyby i mogę poinformować, że mamy już minutę po godzinie czwartej.

 


Płyty wykorzystane w ramach audycji

Collage - Safe (Promo, sampler) (1995)

Crystal Phoenix - Crystal Phoenix (1989)

darXtar - Darker (1993)

Earth & Fire - Song of the Marching Children (1971)

Earth & Fire - Atlantis (1973)