Przedsionek Nocy z Lacrimosą
«1999-07-10»
Trójka Pod Księżycem

Komentarz

Dużo Lacrimosy, Abraxas. Ale także łaskawy Gracious oraz Jefferson, który z samolotu przesiada się na statek kosmiczny.

Audycja dzięki

Vampirek - komentarz - treści komentarzy

AkoBe - opis

AkoBe - pochodzenie

J.Sulisławski - pochodzenie - fragment

Opis

1. Sygnał Trójki

2. Lacrimosa - Alleine zu zweit (Torris Vita)

3. Sygnał audycji

4. Lacrimosa - Halt mich

5. Komentarz Tomasza

"Halt mich mein Leben". Wita Państwa Tomasz Beksiński. Oczywiście nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności i nie mogłem Państwa przywitać inaczej. To oczywiście Lacrimosa i mój numer jeden od prawie miesiąca - "Halt mich" z płyty "Elodia", z której dzisiaj posłuchamy jeszcze trochę muzyki, bo jeszcze kilka utworów zostało, których z Państwem nie posłuchałem, a do kilku trzeba będzie wrócić. Myślałem, że dziś może zrobimy sobie taką noc Lacrimosy, ale nie zdążyłem się, szczerze mówiąc, do niej przygotować z różnych powodów. Wydaje mi się, że taka noc wymaga naprawdę specjalnych przygotowań i jak będę gotów, to wtedy Państwu powiem. Ale w każdym razie będziemy się chyba wspólnie do tego przygotowywać przez najbliższe tygodnie. Wiem też, że dzisiaj niektórzy być może spodziewali się Piotra Kosińskiego, a niektórzy spodziewali się mnie tydzień temu. Tydzień temu w Trójce była transmisja z Roskilde, więc nie byłem w stanie się z Państwem spotkać. Natomiast dziś Piotr Kosiński jest w Wągrowcu na VI Nocy Symfonicznej i chyba tam bawi się znacznie lepiej, niż bawiłby się tutaj, bo występują naprawdę wspaniałe zespoły. Wystąpiły już na pewno: Anamor, Anyway i Abraxas, być może w tej chwili gra Quidam. A jeszcze na zakończenie wieczoru Colin Bass, który się już chyba niebawem przeprowadzi do Polski, podobnie jak Fish zdaje się, tutaj może liczyć na szczególnie ciepłą publiczność. Proszę Państwa, co dzisiaj podczas naszego nocnego spotkania w "Trójce pod księżycem". Jak już powiedziałem, wrócimy do płyty "Elodia", ale to za jakiś czas, bo teraz będą trochę inne klimaty przez parę najbliższych minut. Koncert życzeń dzisiaj będzie. W "Nieznanym kanonie rocka" grupa Gracious. No i chyba później grupa Jefferson Starship, tak mi się wydaje. Różne rzeczy będą, różne rzeczy, nie będę zdradzał wszystkiego, zobaczymy. A chciałbym zacząć od drobnego powiewu grozy, chciałbym Państwa trochę postraszyć. Też wczuwajmy się już powoli, zaczynajmy odliczanie. Zanim z czeluści egipskiej piramidy, z mrocznego grobu niezniszczalne zło nas dosięgnie, wybierzmy się do kina razem z Eddiem. Utwór nazywa się "Powerslave".

 

6. Iron Maiden - Powerslave

7. Komentarz Tomasza

Niczym stary egipski bóg, który okazał się całkowicie bezradny w obliczu śmierci i jak usłyszeliśmy przed chwilą, okazało się, że jest jej niewolnikiem, musi umrzeć. Tak samo ja jestem zupełnie, całkowicie bezradny w obliczu wspaniałych, starych horrorów. Muszę Państwu powiedzieć, że czuję się takim "Powerslave'em", jeżeli idzie o mumie, Frankensteiny, wampiry i wilkołaki. Jeśli jest coś, na co w tej chwili czekam z największym utęsknieniem, wprost drżąc, to premiera filmu "Mumia", ja to już Państwu wywróżyłem kilka lat temu. Po "Draculi", po nowej wersji "Draculi", po nowej wersji "Frankensteina" i po "Wilku" z Jackiem Nicholsonem powiedziałem Państwu, teraz będzie "Mumia". Poczekajmy rok lub dwa i będzie "Mumia", no i "Mumia" niebawem znowu powstanie, żeby nas straszyć. Muszę też Państwu powiedzieć, że drugi horror, jaki w życiu widziałem to właśnie "Mumia" z Borisem Karloffem, to było wkrótce, pół roku chyba po "Kobiecie wąż". Nie ma to jak stare, dobre zło. W każdym razie w Trójce również zbliża się "Noc horroru", bo kiedy wejdzie na ekrany kin "Mumia", to ja już wtedy na pewno będę Państwa straszył na całego. A w tej chwili, w tej chwili zespół Abraxas i kolejna obok Lacrimosy płyta, której ostatnio najczęściej słucham, płyta "99". Jeszcze są na tej płycie fragmenty, których wspólnie nie przesłuchaliśmy, chociaż podkreślam, tej płyty należy słuchać w całości, od początku do końca. To jest suita mimo to, że między niektórymi utworami są przerwy i to właściwie jedyny mankament tego dzieła, bo wolałbym, żeby te utwory płynnie przechodziły jeden w drugi, ale właściwie to tak strasznie nie przeszkadza. Jeśli się wczujemy w ten klimat, to nawet nie zauważamy, że są przerwy. "Noel, ''37" i "Medalion".

 

8. Abraxas - Noel

9. Abraxas - '37

10. Abraxas - Medalion

11. Komentarz Tomasza

Wyobraź sobie dzień, w którym pęka niebo. Nie możesz. Nikt nie może. Ale to się zdarza. Zdarza się codziennie. Taki jest właśnie początek tej historii.
Gdy twój umysł rozpada się na tysiące drobnych ziaren, przestajesz cokolwiek czuć i rozumieć. Czekasz, aby urodzić się na nowo, bo nic o sobie nie wiesz. To dobry czas na wędrówkę po zakamarkach swojej świadomości i podświadomości.
Każdy chce poznać swój tunel. Każdy walczy ze swym szaleństwem. Jeśli pragniesz doznać oświecenia, musisz wyspowiadać się ze swych grzechów.
Przenika cię strach i obsesja.
Stałeś się niewolnikiem techniki i wynalazku.
Medialna pętla delikatnie zaciska się na twej szyi, jedyny kontakt ze światem twego ducha. Potrzebujesz oddechu. Wracasz myślami do chwil, gdy poznałeś smak prawdziwego szczęścia.
Poznałeś istotę, z którą mógłbyś być razem, ale przestraszyłeś się uczuć, którymi musiałbyś ją obdarzyć. Już nigdy nie zadzwonił upragniony telefon.
Czasami jednak czułeś obecność jakiejś Opatrzności. To był rodzaj twojego amuletu. To był medalion, który nosi się zawsze przy sobie. Nadzieja, która pozwoliła ci przetrwać.
Nagle wszystkie przeżycia kumulują się w jedno. Nagle stajesz się własnym sędzią. Jesteś wewnątrz i na zewnątrz. Jesteś światłem i ciemnością. Widzisz ciąg zdarzeń i przyczyn. Inkarnujesz, a potem wszystko się urywa.
Słyszysz głos, który cię budzi. Czujesz jak twoje zmysły wdały się w materię. Czujesz jak powietrze rani twoje ciało. Taka jest droga oczyszczenia.
Po każdej burzy następuje cisza. Po każdej zimie przychodzi wiosna. Wracasz jak pielgrzym po długim rozstaniu. Pogodzony z losem. Świadomy swej przyszłości. Wolny ponad wszystko.

 

12. Abraxas - Moje mantry

13. Komentarz Tomasza

Abraxas - "99", tak nazywa się trzeci album tego zespołu z Bydgoszczy. Płyta fascynująca. Płyta piękna. Płyta porywająca. Płyta pod każdym względem przenikająca gdzieś głęboko w świadomość i siejąca w podświadomości takie różne nasiona, które później wywołują przeróżne dziwne stany. Ja słucham tej płyty bardzo często i zastanawiam się, czy pod koniec tego roku nie powtórzy ona przypadkiem sukcesu poprzedniego albumu grupy Abraxas, który został przez Państwa wybrany polską płytą roku. No, wszystko jest możliwe. Wszystko jest naprawdę możliwe, bo Abraxas się wspaniale rozwija, a my na pewno będziemy wracać do tej płyty i przy okazji wrócimy także do poprzednich. Tylko tak jak już Państwu powiedziałem, najlepiej słucha się jej w całości od początku do końca, takie wybieranie fragmentów troszeczkę zubaża efekt. No, ale cóż, jeśli ktoś chce słuchać całej, niech ją sobie po prostu kupi. A my teraz wracamy do innej, bardzo pokrewnej płyty, która mi się wydaje dosyć zbliżona w tematyce, chociaż Abraxas opowiada o śmierci, a Lacrimosa o śmierci miłości.

Gdy kończy się prawda
Gdy kończy się światło
Gdy kończy się miłość
W końcu zostajesz ty
Nic nie przetrwało

Rozeszliśmy się dawno temu
A z każdym wspólnym dniem
Rosło kłamstwo naszej miłości
Im dalej szliśmy razem
Tym bardziej oddalaliśmy się od siebie

"Alleine zu zweit".

 

14. Lacrimosa - Alleine zu zweit

15. Komentarz Tomasza

Lacrimosa - "Elodia". To już wiadomo, proszę Państwa, że to jest moja płyta roku, bo równie dobrej albo lepszej płyty po prostu zrobić nie można. To jest zresztą chyba nawet moja płyta ostatnich dwóch lat, bo już dawno nie słyszałem czegoś, co tak by mnie poruszyło. Co do polskiej płyty roku jeszcze będę miał wątpliwości czy Abraxas, czy Closterkeller. Będę musiał chyba znaczyć sobie jakieś kreski, której częściej słucham i na końcu roku wypadnie, która mi się bardziej podoba. Ale co do zagranicznych to nie ma żadnej wątpliwości, że wszystkie pozostałe będą wiele długości z tył za Lacrimosą. To był utwór "Alleine zu zweit", czyli "Samotni razem". Utwór, od którego właściwie powinniśmy byli rozpocząć przesłuchanie tego materiału kilka tygodni temu, dlatego że to był utwór promujący tę płytę. Ukazał się jeszcze gdzieś w kwietniu na singlu, ale tak się złożyło, że zarówno singiel, jak i płyta trafiły do mnie jednocześnie dopiero parę tygodni temu. Myślę, że lepiej późno niż wcale. Myślę też, że posłuchaliśmy trzy tygodnie temu tych naprawdę największych utworów na tej płycie, co nie znaczy wcale, że te, które pozostały są gorsze. Oto bowiem piosenka, o którą Państwo się dopominali. Padło bowiem pytanie: czy Anne Nurmi nie śpiewa na tej płycie w żadnym utworze? No śpiewa w chórkach oczywiście. Śpiewa wspólnie z Tilo Wolffem, jak przed chwilą słyszeliśmy w "Alleine zu zweit". A ma swój własny utwór także, który nazywa "The turning point".

 

16. Lacrimosa - The Turning Point

17. Komentarz Tomasza

Tak się zasłuchałem, proszę Państwa, że chciałbym, żebyśmy jednak nie zatrzymywali teraz tej płyty, bo za chwilę zacznie się utwór, który szczególnie jest mi bliski z różnych względów, opowiadałem Państwu trzy tygodnie temu. Utwór, który sprawi, że jakoś dotrwamy do godziny pierwszej, a potem będziemy kontynuować.

 

18. Lacrimosa - Ich verlasse heut' Dein Herz

19. Komentarz Tomasza

"Ich verlasse heut' Dein Herz" - "Dziś opuszczam twoje serce". Lacrimosa i to był kolejny utwór z płyty "Elodia", którego już słuchaliśmy trzy tygodnie temu, ale lubię bardzo do niego wracać. I kojarzy mi się z takim innym utworem, który za chwilę się pojawi, ale wcześniej, ponieważ minęła właśnie pierwsza, serwis Trójki.

 

20. Sygnał serwisu Trójki

21. Sygnał Trójki

22. Justin Hayward & Mike Batt - Forever Autumn

23. Komentarz Tomasza

Zastanawiają się Państwo pewnie, co Lacrimosa ma wspólnego z Justinem Haywardem i z jego piękną balladą "Forever Autumn", którą śpiewał oryginalnie na płycie Jeffa Wayne'a "Wojna światów". Otóż wydaje mi się, że ta sama orkiestra symfoniczna towarzyszyła obydwu zespołom, wykonawcom. Wprawdzie na płycie Justina Haywarda i Mike'a Batta napisane jest The London Philharmonic Orchestra, natomiast orkiestra na płycie Lacrimosy wymieniona jest jako The London Symphony Orchestra. Ale obydwu nagrań dokonano w studiach Abbey Road i coś mi się wydaje, że to chyba ci sami muzycy, ta sama orkiestra, no mogę się mylić, ale mam nadzieję, że nie. A poza tym klimat tych utworów jakoś jest zbliżony - "Dziś opuszczam twoje serce" no i "Forever Autumn" - "moje życie będzie już na zawsze jesienią, bo ciebie tutaj nie ma", jakoś to się tak wiążę. A w każdym razie płytę Haywarda "Classic Blue" dość często ostatnio słuchałem, bo obiecałem Państwu spotkanie z tą płytą. I tak się jakoś złożyło, że wtedy, kiedy mieliśmy jej słuchać, było po koncercie Porcupine Tree i zrobiliśmy sobie tutaj retransmisję drugiej części koncertu. Płyta "Classic Blue" trochę wypadała z programu no i nie bardzo wiem, kiedy do niej uda mi się wrócić w takim wymiarze, w jakim bym chciał, a może dzisiaj jeszcze przynajmniej jeden albo dwa utwory. Ale na razie wracamy do Lacrimosy, bo oto wielki finał tej rock-opery o miłości, która jest tak potężna, że zabija. I rzecz kończy się pewną nadzieją, można powiedzieć:

Nadzieja mnie poprowadzi
Przez dni bez ciebie
A miłość uniesie mnie, poniesie mnie
Gdy ból zakończy wszelkie nadzieje

Troszkę to enigmatyczne, ale nadzieję zawsze warto mieć.

 

24. Lacrimosa - Am Ende stehen wir zwei

25. Komentarz Tomasza

"Am Ende stehen wir zwei" - "I tak w końcu zostajemy my dwoje", ale już nie razem, tak kończy się "Elodia" grupy Lacrimosa. Płyta powalająca. Płyta pozostawiająca no mniej więcej taki nastrój jak jej okładka, gdzie widzimy szereg otwartych drzwi i oddalającego się Jestera - królewskiego błazna znanego nam znakomicie z okładek dawnych płyt grupy Marillion, niosącego w ramionach martwą, uskrzydloną niegdyś, a w tej chwili skrzydła jej zwisają ponuro, Afrodytę. Lacrimosa - "Elodia" - moja płyta roku. Płyta, do której będę na pewno często wracał i mogę już Państwu z góry obiecać, że za dwa tygodnie na pewno znowu sporo tej muzyki, bo przez najbliższe dwa tygodnie się nie usłyszymy. Piotr Kosiński będzie za tydzień i za dwa tygodnie, a nasze następne spotkanie wypadnie w noc z 31 lipca na 1 sierpnia. Tak więc dzisiaj nasze właściwie jedyne lipcowe spotkanie, tak jakoś wyszło. Czas na koncert życzeń, proszę Państwa. Poproszono mnie o przypomnienie pewnego utworu, który też bardzo, bardzo lubię i też bardzo żałuję, że nie mogę zdobyć wersji kompaktowej. Mam bowiem te nagrania na taśmie tylko i wyłącznie, przegrane z analogowej płyty jeszcze wiele lat temu, płyta była pożyczona i tak się zastanawiam czy kiedyś się doczekam, może. Państwo w każdym razie, podobnie jak ja, pamiętają, że był taki zespół The Expression. Zespół, który nagrał jedną tylko płytę, przynajmniej jedną, o której my wiedzieliśmy wtedy - "Conscience", to był zespół australijski. Płyta była dosyć nierówna, ale zawierała na samym końcu prawdziwą perłę - utwór "The Waiting Game", czyli "Gra wyczekiwania". Był to utwór połączony z poprzednim, również bardzo pięknym - "Glasshouse". I te obydwa utwory od tamtego czasu, a to już było 10 lat temu chyba, mam po prostu przegrane na taśmę i tak sobie czasem do nich wracam. I teraz wrócę do nich z Państwem, na Państwa zresztą prośbę. A więc The Expression - "Glasshouse" i "Waiting Game".

 

26. The Expression - Glasshouse

27. The Expression - The Waiting Game

28. Komentarz Tomasza

Grupa The Expression i to były utwory na życzenie - "Glasshouse" i "The Waiting Game". Obydwa pochodzące z wydanej w 1985 roku płyty "Conscience", płyty, której o ile mi wiadomo, w wersji kompaktowej na razie nie ma. Ale może kiedyś pojawi się jakaś taka firma na miarę firmy Repertoire, która weźmie sobie ambitnie za cel wydanie na kompaktach płyt z lat 80. Płyt różnych, interesujących zespołów, które wtedy też na krótko zaistniały i którym nie udało się przebić. A jest też wiele takich płyt, które wtedy zaistniały, ale których wciąż nie mamy na kompaktach, nie wiem dlaczego. No, ale miejmy nadzieję, tak jak już dzisiaj wielokrotnie ta nadzieja, nadzieja, nadzieja, miejmy nadzieję, że kiedyś się doczekamy. Proszę Państwa, zrobiło się tak trochę ponuro, a przez najbliższe 8 minut i 30 sekund nie zrobi się weselej bynajmniej, bo jeszcze jedno nagranie na życzenie, nagranie stosunkowo świeże z ostatniej płyty grupy Porcupine Tree. Państwu też chyba ten utwór się najbardziej spodobał, ja się bardzo cieszę, że dzisiaj go sobie przypomnimy, chociaż klimat nadal będzie dość minorowy. Utwór nazywa się "Don't Hate Me", czyli "Nie czuj do mnie nienawiści" - Porcupine Tree.

 

29. Porcupine Tree - Don't Hate Me

30. Komentarz Tomasza

To był utwór Porcupine Tree i utwór "Don't Hate Me" z ostatniego oczywiście albumu "Stupid Dream". Proszę Państwa i teraz, żeby trochę zmienić nastrój, choć nie wiem, czy on się tak bardzo zmieni, ale trochę to będzie inna muzyka na pewno. Nasza stała zabawa, którą od czasu do czasu sobie tutaj razem organizujemy, mianowicie skąd my to znamy. Tym razem będą to utwory no bardzo właściwie niepodobne, ale nie wiem dlaczego. Jednak gdy ja słucham piosenki "Baby the Angels Are Here" z albumu "No Smoke Without Fire" grupy Wishbone Ash, to był rok '78, to zawsze mi się przypomina "Green Manalishi" Fleetwood Mac. Coś jest w tych utworach podobnego, aczkolwiek same kompozycje są zupełnie inne. Spróbujmy posłuchać i nie wiem, może Państwu się wyda to samo, co mnie, a może Państwu wyda się zupełnie inaczej. Najpierw "Green Manalishi", a później "Baby the Angels Are Here".

 

31. Fleetwood Mac - The Green Manalishi (With the Two Pronged Crown)

32. Wishbone Ash - Baby the Angels Are Here

33. Komentarz Tomasza

"Green Manalishi" i zespół Fleetwood Mac, rok 1970 i "Baby the Angels Are Here", zespół Wishbone Ash, rok 1978. No zupełnie inne utwory, a jednak coś w nich jest podobnego. No obydwa kończą się ładnym solem gitarowym no, a także wcześniej, na początku, gdy obydwie zwrotki się rozpoczynają, melodia jest dosyć, dosyć przypominająca jeden bądź drugi utwór. No nie wiem, czy się Państwo ze mną zgodzą, ja w każdym razie uważam, że coś te nagrania łączy, może także coś, o czym nie wiemy. Teraz natomiast na Państwa życzenie zespół Raw Material. Niedawno słuchaliśmy w "Nieznanym kanonie rocka" płyty tej najwspanialszej - "Time Is...", ale wcześniej była jeszcze płyta bez tytułu - "Raw Material" po prostu. Płyta dosyć nierówna, ale zawierająca jeden wspaniały utwór, kiedyś tego utworu słuchaliśmy i Państwo bardzo prosili, żeby ten utwór również przypomnieć. "Time and Illusion" - Raw Material.

 

34. Raw Material - Time and Illusion

35. Komentarz Tomasza

Grupa Raw Material i wspaniałe granie sprzed prawie 30 lat. Powiedziałem, że będzie jeszcze Justin Hayward, Mike Batt i Londyńska Orkiestra Filharmoniczna albo Symfoniczna jak kto woli. Płyta "Classic Blue", do której kiedyś... po którą kiedyś mieliśmy zamiar sięgnąć i posłuchać więcej utworów, bo to bardzo piękna płyta. Cudze kompozycje w orkiestralnym opracowaniu i zaśpiewane przez Justina Haywarda, to naprawdę niesamowita rzecz, jeśli Państwu powiem, że na tej płycie między innymi jest także utwór "Stairawy to Heaven". Ale dzisiaj mamy czas tylko na piosenkę "Blackbird" z repertuaru Beatlesów.

 

36. Justin Hayward & Mike Batt - Blackbird

37. Komentarz Tomasza

Justin Hayward i Mike Batt to był "Blackbird" Beatlesów. Proszę Państwa, za chwilę, no za chwilę "Nieznany kanon rocka". Za chwilę będą Państwo mogli do mnie dzwonić, przypominam: 645-22-33, ale ponieważ w tej chwili mija dokładnie godzina druga, czas na kolejny serwis Trójki.

 

38. Sygnał serwisu Trójki

39. Sygnał Trójki

40. Lacrimosa - Halt mich

41. Komentarz Tomasza

Nie mogę Państwu darować tej Lacrimosy, bo to utwór, którego trzeba słuchać na okrągło - "Halt mich" z płyty "Elodia". W ten sposób jak gdyby zamykamy naszą pierwszą część spotkania w "Trójce pod księżycem" i rozpoczynamy drugą, której już nie będzie przerywał serwis i w której będziemy słuchać muzyki prawie non stop do godziny czwartej. Non stop od... nie non stop o tyle, że ja będę od czasu do czasu się odzywał, ale przez najbliższe 45-minut muzyka, bo to nasz "Nieznany kanon rocka". Dziś grupa Gracious, pierwsza płyta z 1970 roku. Płyta, która w Programie Trzecim kiedyś wtedy się pojawiła, o ile dobrze pamiętam, prezentował ją Roman Waszko. I potem po latach czasami w Trójce wracano do suity, która zamykała ten znakomity album, do suity "Sen". Ale tak naprawdę o grupie Gracious nie wiele wiadomo i wiemy my też tylko tyle, że po nagraniu drugiej płyty zespół się rozwiązał. Druga płyta już była trochę mniej ciekawa, chociaż też naprawdę interesująca i kiedyś jej również słuchaliśmy, o ile pamiętam w cyklu "Living in the Past". Słuchaliśmy też sporych fragmentów tego właśnie albumu, albumu "Gracious!" wydanego przez firmę Vertigo w 1970 roku. Jest to można powiedzieć taki trochę koncept album, trudno powiedzieć dokładnie o czym, same tytuły chyba Państwu najwięcej powiedzą. Najpierw "Introduction", czyli "Wstęp", "Introdukcja", później "Heaven" - "Niebo", "Hell" - "Piekło", "Fuga d-moll" i następnie "The Dream", czyli "Sen". Tak więc taka trochę podróż po niebie, piekle, nie wiadomo czy dziejąca się we śnie, czy dziejąca się może po śmierci, a może przed narodzeniem. W każdym razie album, który intryguje, który wciąga i który naprawdę pod każdym względem zasługuje na to, żeby trafić do rockowego kanonu. Szkoda, że grupie Gracious nie udało się przebić wtedy. Mamy szansę dzięki wznowieniom kompaktowym rozkoszować się tą muzyką dziś. Paul Davis - śpiew, gitara, Martin Kitcat - instrumenty klawiszowe, Alan Cowderoy - gitara, śpiew, Tim Wheatley - gitara basowa i Robert Lipson - instrumenty perkusyjne to skład grupy Gracious. Płyta pod tytułem "Gracious!". Przed Państwem "Nieznany kanon rocka". A ja przypominam: 645-22-33 to nasz numer telefonu, mogą Państwo teraz do mnie dzwonić, jestem do Państwa dyspozycji. Przed nami muzyka. Słuchamy.

 

42. Gracious - Introduction

43. Gracious - Heaven

44. Gracious - Hell

45. Gracious - Fugue in 'D' Minor

46. Gracious - The Dream

47. Komentarz Tomasza

Grupa Gracious i to był nasz dzisiejszy "Nieznany kanon rocka" - płyta Gracious z 1970 roku. "Introduction", czyli "Introdukcja", "Heaven" - "Niebo", "Hell" - "Piekło", "Fugue in 'D' Minor", czyli "Fuga d-moll" i "The Dream" - "Sen". Paul Davis - śpiew, gitara, Martin Kitcat - instrumenty klawiszowe, Alan Cowderoy - gitara, śpiew, Tim Wheatley - gitara basowa, Robert Lipson - instrumenty perkusyjne - grupa Gracious. Płyta naprawdę fascynująca. Bardzo się cieszę, że większość płyt z naszego "Nieznanego kanonu rocka" znalazła się na słynnej czterdziestce Jacka Leśniewskiego w Tylko Rocku. Ostatnia dwudziestka bardzo mnie mile poruszyła, że na pierwszym miejscu Indian Summer, płyta, którą i Państwo przede wszystkim chcieli w całości usłyszeć w "Nieznanym kanonie rocka". Będę chyba dosyć konsekwentnie przedstawiał większość tych płyt, bo naprawdę warto. I chciałbym w tej chwili zachęcić Państwa do wysłuchania płyty, która niewykluczone, że pojawi się za trzy tygodnie - płyta grupy East of Eden. Trudno powiedzieć, żeby to był taki zupełnie nieznany zespół, ale chyba nie dość uwagi mu poświęcono. Zachęcę Państwa moim ukochanym fragmentem płyty "Mercator Projected". Utwór nazywa się "Bathers", czyli "Kąpiący się".

 

48. East of Eden - Bathers

49. Komentarz Tomasza

Grupa East of Eden i to był utwór o kopiących się w Balatonie. Z płyty "Mercator Projected", która myślę, że za trzy tygodnie powinna się pojawić w "Nieznanym kanonie rocka". Chyba że Państwo będą mieli jakąś inną propozycję bądź też ja wpadnę na trochę inny pomysł, ale w każdym razie, jak na dzisiaj, takie są plany prawie na sto procent. Proszę Państwa i teraz obiecałem, że w ostatniej godzinie trochę uwagi poświęcę zespołowi Jefferson Starship albo Jefferson Airplane. Zespołowi, który w latach 60 rozpoczynał swoją działalność w San Francisco i który bardzo szybko stał się grupą kultową. A później dosyć szybko zmienił nazwę z Samolotu Jeffersona na Statek Kosmiczny Jeffersona, jako że w tym też kierunku poszybowały zainteresowania Paula Kantnera, który wprawdzie nie występował w zespole na samym początku, ale gdy tylko się tam znalazł, powoli stał się liderem. Paul Kantner i Grace Slick to dwie osoby, zresztą przez wiele małżeństwo, dwie osoby, które miały najwięcej do powiedzenia w tej grupie. Wydaje mi się, że jest to zespół na pewno godny uwagi, chociaż mimo to, że istnieje do dzisiaj, już na ostatnich płytach nie prezentuje tego poziomu, co kiedyś. Ja najbardziej kochałem właśnie takie bardzo podniosłe ballady Paula Kantnera, które miały jakiś troszeczkę taki kosmiczny klimat. Coś w nich było, trudno powiedzieć, tego nie da się określić słowami, zresztą ja wielokrotnie mówiłem, że mówienie o muzyce, opowiadanie o muzyce, czy nawet pisanie o muzyce to jest takie drapanie po zewnętrznej jak gdyby otoczce tematu. Tego się nie da zgłębić, tego się nie da słowami wyrazić, to trzeba posłuchać, to trzeba wyczuć. Jeżeli mamy jak gdyby odbiorniki wewnątrz... wewnętrzne takie własne odbiorniki nastawione na określoną falę to na pewno odbierzemy te same wibracje. Niech Państwo spróbują. Jefferson Airplane i "War Movie".

 

50. Jefferson Airplane - War Movie

51. Komentarz Tomasza

Jefferson Airplane i to był Paul Kantner w takim typowym swoim utworze "War Movie", czyli "Wojenny film". Kiedyś pamiętam, słuchałem tego utworu chyba piętnaście albo dwadzieścia razy, aż dziwne, że płyta się nie zdarła, bo to było jeszcze za czasów, kiedy miałem w domu czarne płyty. Płyta nazywała się "Bark". Z tej samej płyty teraz będzie Grace Slick, która zaśpiewa utwór "Crazy Miranda", później "Mexico", również śpiewać będzie Grace Slick i znowu kolejny kosmiczny bardzo utwór Paula Kantnera, tym razem już bardzo kosmiczny, bo nazywa się "Have You Seen the Saucers", czyli "Czy widziałeś latające spodki".

 

52. Jefferson Airplane - Crazy Miranda

53. Jefferson Airplane - Mexico

54. Jefferson Airplane - Have You Seen the Saucers

55. Komentarz Tomasza

I skoro mowa o odlotach, to były "Latające spodki". Natomiast teraz z płyty "Dragon Fly" dwa utwory: "All Fly Away" i "Hyperdrive". Ten ostatni opowiada o locie z kosmiczną prędkością światła tak jak na "Gwiezdnych wojnach".

 

56. Jefferson Starship - All Fly Away

57. Jefferson Starship - Hyperdrive

58. Komentarz Tomasza

"All Fly Away" i "Hyperdrive" - dwa fragmenty, chyba najpiękniejsze fragmenty płyty "Dragon Fly" z '74 roku, kiedy grupa Jefferson Airplane po raz pierwszy zaprezentowała się oficjalnie światu jako Jefferson Starship. Chociaż ta nazwa pojawiła się już troszkę wcześniej na tak zwanej solowej płycie Paula Kantnera, mówię solowej dlatego, że razem z Kantnerem wystąpili właściwie wszyscy muzycy ówczesnego Jefferson Airplane, a także wielu zaproszonych gości między innymi Jerry Garcia z grupy Grateful Dead. I wtedy ten zespół został nazwany Statkiem Kosmicznym Jeffersona, a album "Blows Against the Empire" no był to koncept album opowiadający o porwaniu statku kosmicznego i ucieczce z Ziemi. Myślę, że kiedyś ta płyta powinna się pojawić w "Nieznanym kanonie rocka", bo jest to naprawdę wspaniała pozycja. Natomiast po albumie "Dragon Fly", wydanym jako Jefferson Starship, zespół przez kilka lat z powodzeniem koncertował i wydawał płyty, ale niestety w czerwcu '78 roku podczas festiwalu na wyspie Lorei w Niemczech doszło do rozłamu w grupie, odeszła definitywnie Grace Slick. Zespół pozbierał się jednak i w '79 roku nagrał płytę już bez niej, ale z Paulem Kantnerem oczywiście, płytę pod tytułem "Freedom at Point Zero". Płyta nie pamiętam czy cieszyła się specjalnym powodzeniem wśród zwolenników grupy, wydaje mi się, że niektórzy byli trochę nią rozczarowani, a ja byłem już szczerze rozczarowany późniejszymi produkcjami tej grupy. Ale jednak "Freedom at Point Zero" w tak zwanej większej połowie, mnie przynajmniej, zdecydowanie zaskoczyło in plus. Mam dla Państwa teraz trzy utwory: "Lightning Rose", "Things to Come" i przede wszystkim "Awakening", czyli "Przebudzenie" - ponad 8-minutowy wspaniały utwór naprawdę, jeden z takich no, do których się wraca. Jeden z takich utworów, które powinny się były przed laty pojawiać w naszych trójkowych spotkaniach w sobotnie noce w ostatniej godzinie wakacyjnej, kiedy to przypominaliśmy sobie wielkie utwory rocka. A ponieważ teraz jest też ostatnia godzina, to jak Państwo z nami jeszcze trochę wytrzymają do tego "Przebudzenia", to będzie to przebudzenie do naprawdę wspaniałej muzyki.

 

59. Jefferson Starship - Lightning Rose

60. Jefferson Starship - Things to Come

61. Jefferson Starship - Awakening

62. Komentarz Tomasza

Grupa Jefferson Starship - "Awakening" z płyty "Freedom at Point Zero". Tradycji nie stałoby się za dość, gdybym nie pożegnał się dziś utworem, którego w tym roku posłuchać możemy wspólnie tylko w ten jeden lipcowy poranek, gdyż nasze następne spotkanie wypadnie w noc z 31 lipca na 1 sierpnia i gdy będziemy się o tej porze żegnać, to będzie to już sierpniowy poranek. Za tydzień, za dwa tygodnie bowiem będzie z Państwem Piotr Kosiński, a my spotkamy się za trzy tygodnie. Do usłyszenia.

 

63. Uriah Heep - July Morning


Płyty wykorzystane w ramach audycji

Abraxas - 99 (1999)

East of Eden - Mercator Projected (1969)

Fleetwood Mac - Greatest Hits (1971)

Gracious - Gracious! (1970)

Iron Maiden - Powerslave (1984)

Jefferson Airplane - Early Flight

Jefferson Airplane - Bark (1971)

Jefferson Starship - Dragon Fly (1974)

Jefferson Starship - Freedom At Point Zero (1979)

Justin Hayward & Mike Batt - Classic Blue (1989)

Lacrimosa - Alleine zu zweit (singiel) (1999)

Lacrimosa - Elodia (1999)

Porcupine Tree - Stupid Dream (1999)

Raw Material - Raw Material (1970)

The Expression - Conscience (1985)

Uriah Heep - Look At Yourself (1971)

Wishbone Ash - No Smoke Without Fire (1978)