Chciałbym aby ta strona stanowiła pewnego rodzaju świadectwo naszej pamięci, naszego bycia z Nim nie tylko wtedy kiedy był, ale i teraz...
 

Moje subiektywne wspomnienie o audycjach Tomka Beksińskiego

 
Byłem słuchaczem audycji Tomasza Beksińskiego od wiosny 1989, wtedy był to prezentowany na antenie programu drugiego "Wieczór płytowy". Nie jestem po 13 latach pewien, ale było to chyba w poniedziałki o godzinie 22. Wstyd się przyznać, słuchałem wtedy Pet Shop Boys, a Beksa zaprezentował wówczas piosenki z drugich stron singli tego duetu. 
 
Muzyka, którą wtedy on prezentował spodobała mi się i zostałem jego wiernym, cotygodniowych słuchaczem. W początkowym okresie był to czas muzyki New Romantic a także zespołów takich jak Depeche Mode. W jednej z pierwszych audycji, których słuchałem Tomek zaprezentował koncetrową płytę DM "101". 
Pozostała mi w pamięci także ostatnia audycja z trójkowego cyklu "Romantycy Muzyki Rockowej" z płytą grupy Visage ("Beat Boy"?).
 
Potem nastały czasy "smęcenia" (chociaż całkiem przyjemnego jak "Belladonna" Legendary Pink Dots ) a także muzyki której nie zawsze rozumiałem (The Pixies, Sisters of Mercy i wiele innych, których już nie pamiętam).
Z tamtego okresu pochodzi także zamieszczony na tej witrynie fragment audycji z "Amused To Death" Rogera Watersa. Wtedy także usłyszałem Icehouse ("Hey little Girl", "Trojan Blue") i Cassandra Complex ("Lullaby for the first Baby born in the outer Space", "When Love Comes", "She Loves me").
Pojawiło się też wtedy trochę polskiej muzyki (Closterkeller),  a także coś, czego do tej pory szukam: Blitzkrieg ("King of the Castle" i "Holding the Gun").
Jedną z rzeczy która wywołała pewną konsternację (zapewne nie tylko moją) było spięcie na antenie pomiędzy Tomkiem a Anją Orthodox. Tomek powiedział do wokalistki "Aniu...", a ona oburzona odpowiedziała coś w stylu "Jeszcze nikt mnie tak nie obraził, jak ty się do mnie zwracasz".
 
Przyznam się także bez bicia, że do białej gorączki doprowadzał mnie, rozpoczynający się zazwyczaj o godzinie 2:00 w nocy dział, którego tytułu już nie pamiętam ("Living in The Past"?) z muzyką starszą, z lat 60. i 70. (z często prezentowanym  Van Der Graaf  Generator). 
W tamtym okresie usłyszałem moją ulubioną płytę zespołu Camel - "Stationary traveller" z genialnym utworem "West Berlin".
 
Pamiętam także jak którejś nocy, a w zasadzie nad ranem Tomek pożegnał się ze słuchaczami jakim wzniosłym utworem, a następnie inny prezenter powiedział: "Godzina czwarta. Wampir opuścił już studio."
Niesamowity klimat jego audycji na pewno będą pamiętać ci, którzy ich wtedy słuchali.
Nie pamiętam już kiedy  Beksa zaprezentował na antenie trzy piosenki zespołu Incubus Succubus, z których pamiętam już tylko utwór zatytułowany "Burning times"
 
Następnych etapów muzycznych fascynacji Tomka nie śledziłem już tak dokładnie - wyjechałem na studia i "Trójki pod księżycem" słuchałem rzadko. Kilka rzeczy jednak dobrze zapamiętałem - w 1994 roku na rozpoczęcie każdej godziny audycji Tomek odtwarzał utwór pewnej niemieckiej formacji  śpiewany charakterystycznym głosem. Nie wiedziałem jednak kto wykonywał ten utwór. Dopiero cztery lata później zupełnym przypadkiem dowiedziałem się, że była to piosenka grupy Wolfsheim "The Sparrows and the Nightingales". Ten sam głos - głos Petera Heppnera usłyszałem wówczas w muzycznej telewizji Viva w utworze "Once in a Lifetime". 
Moje zainteresowanie muzyką, którą Beksiński prezentował odżyło, ale słuchać jego audycji mogłem krótko - bo tylko kilkanaście miesięcy, do grudnia 1999 roku...
 
Andrzej Szarek
 

A jak ja go pamiętam...?

 
Początek miał miejsce również w połowie lat 80-tych. Usłyszałem wtedy jedną z pierwszych i bez wątpienia jedną najbardziej niezapomnianych (dla mnie) jego audycji. Audycja była "poetycka"... W klimacie czerwi, teatru, pojawiły się między innymi utwory "Atom Heart Mother" Pink Floyd, utwory Dead Can Dance, kawałek z Passion Petera Gabriela. Audycja została przeze mnie nagrana, a potem odtwarzana wiele, wiele razy. Klimat, który potrafił wykreować zapierał dech w piersiach. Przemawiało to do mnie tym bardziej, że końcowe lata szkoły średniej to był czas alienacji, zamykania się we własnym świecie, muzyce... 
 
Wiele lat później udawało mi się, w większości przypadkiem, docierać do poszczególnych utworów z tej audycji (podczas ich prezentowania była tylko poezja i muzyka), to było niesamowite - po wielu latach wchodzić ponownie w tamten czas... 
 
A potem był (nierozumiany ;-) przez Andrzeja) Sisters of Mercy z "This Corrosion", który gdy usłyszałem po raz pierwszy doprowadził mnie do takiego stanu, że jeszcze długo potem nie mogłem dojść do siebie zastanawiając się czy taka muzyka jest w ogóle możliwa i gdzie ja tak naprawdę jestem... A potem były The Mission, Fields of The Nephilim, Joy Division, Bauhaus, Incubus Succubus, Legendary Pink Dots (który miałem okazję zobaczyć i usłyszeć kilka razy na koncertach), The Church, Closterkeller...
 
Właściwie moje gusta muzyczne zostały przez niego ukształtowane... Dziękuję.
 
Dziękuję również innym osobom (między innymi kilku moim studentom), które podsunęły mi takie perełki jak np. Gnidrolog.
 
Drugi i obecny "webmaster"
 

Audycje jak wizyty najlepszego przyjaciela.

 
Chyba nie trudno się domyślec jakie było moje pierwsze hasło umieszczone w polu wyszukiwarki serweru ONET.PL - to był TOMASZ BEKSINSKI, człowiek, który wywarł na moich gustach: muzycznym i filmowym spore piętno.
To On nauczył mnie jak słuchac muzyki i ogladać filmy. Przy czym nigdy nie narzucał swoim słuchaczom czego maja słuchac. Zachęcał za to, tworząc prezentowaną muzyką emocjonalną więź, co z kolei nie pozwalało pozostawać słuchaczowi obojętnym.
 
Kiedyś rozmawiając z nim telefonicznie i prosząc go o puszczenie na antenie płyty grupy Eloy odpowiedział mi, że zamierza puścic w ogóle całą dyskografię tego zespołu, ale nie może mi powiedzieć kiedy ta muzyka w nim zagra. 
Obrazuje to, że On nigdy do końca nie planował swoich audycji, a muzyka prezentowana w nich zawsze odzwierciedlała jego aktualny stan ducha, wypływała z jego wnętrza.
 
Własciwie to był On przy mnie od początku mojej przygody z muzyką. Poznałem jego prezenterski wizerunek poprzez kolege ze szkolnej ławy w Technikum Mechanicznym. Ja wtedy zapalony fan muzyki HEAVY METAL zacząłem słuchac audycji "ROMANTYCY MUZYKI ROCKOWEJ", ale nie ze względu na muzykę tam prezentowaną - ta była mi wtedy obca - ale ze względu na młodego prezentera łamiącego ówczesne skostniałe kanony sztuki radiowej. Był prawdziwy, szalenie naturalny, niekiedy wręcz infantylny ale wiarygodny i inny od reszty radiowców. Jego komentarze były zawsze szczere i bezkompromisowe, a tłumaczone teksty jakby pisane przez niego samego. 
 
Później był "WIECZÓR PŁYTOWY" i z czasem muzyka prezentowana przez Niego stawała mi sie coraz bliższa, aż w końcu zaiskrzylo. Stało się to podczas prezentacji dyskografii i tekstow grupy MARILLION. Poźniej już było tylko z górki aczkolwiek nie bezkrytycznie. Miałem taki okres już podczas prezentacji Jego nocnych programow w "TRÓJCE", że ich przestałem słuchać (okres smęcenia).
Chciałbym podkreślic, że podczas całej mojej przygody z Tomkiem zawsze interesowała mnie muzyka, która prezentował, nie zaś jego życie osobiste. Podczas naszych nocnych telefonicznych rozmów zawsze była mowa o muzyce i filmie (osobiście nigdy nie widziałem sie z Tomkiem). Nagrywałem więc z jego programów tylko muzykę zwłaszcza cykl "Living in the past". Teraz szalenie żałuję. 
 
Z CZASEM JEGO AUDYCJE STAŁY SIĘ JAK WIZYTY NAJLEPSZEGO PRZYJACIELA. I kiedy poprzez artykuły w "Tylko Rocku" zacząłem poznawać Go od tej innej, osobistej strony to jeszcze bardziej stał mi się bliski. Okazało się, że wiele jego poglądów pokrywa sie z moimi.
 
Poźniej nadszedł ten cios, cios po którym długo nie mogłem dojść do siebie.
Czy zna Pan uczucie jakie towarzyszy odejściu osoby, którą się dopiero dobrze poznało, i której jeszcze ma się tyle do powiedzenia? 
Jesli tak to nie musze tłumaczyć.
 
JACK