Marc Almond, The Moody Blues
«1988-09-04»
Wieczór Płytowy
Komentarz
Marc Almond - "Mother Fist And Her Five Daughters" (1987), The Moody Blues - "Sur La Mer" (1988)
https://www.artrock.pl/recenzje/52134/moody_blues_the_sur_la_mer.html
Audycja dzięki
Vampirek - komentarz - treści komentarzy
AkoBe - opis
Opis
1. Marc Almond - Mother Fist
2. Marc Almond - There Is a Bed
3. Marc Almond - Saint Judy
4. Marc Almond - The Room Below
5. Marc Almond - Angel in Her Kiss
6. Marc Almond - The Hustler
7. Marc Almond - Melancholy Rose
8. Marc Almond - Mr. Sad
9. Marc Almond - The Sea Says
10. Marc Almond - Champ
11. Marc Almond - Ruby Red
12. Marc Almond - The River
13. Komentarz Tomasza (niekompletny, brak początku)
(...) Natomiast teraz zmieniamy trochę nastrój. Zabrzmi trochę inna muzyka, muzyka w wykonaniu grupy The Moody Blues, rok 1988-my, niestety. Mówię niestety, dlatego że w tym roku jak na razie przynajmniej, nie pojawiło się zbyt wiele zaskakująco dobrych płyt. W ogóle nie pojawiło się wiele dobrych płyt. Płyty, które ukazującą się w tym roku są jakieś wtórne, szare i niczym się specjalnie nie wyróżniają. Z jednej strony można powiedzieć, że w tym roku po prostu tak być musi, gdyż w ubiegłym prawie wszyscy znaczący artyści nagrali swoje nowe albumy i po prostu w tej chwili odpoczywają bądź odcinają kupony od ubiegłorocznego sukcesu. Ci z kolei, którzy kilka lat kazali nam czekać na swoje nowe płyty, jak gdyby trochę zbyt długo nad nimi siedzieli. Wydaje mi się - w przypadku grupy Moody Blues, która od razu zaznaczam, jest moją ulubioną grupą od chwili, w której zacząłem w ogóle interesować się muzyką, czyli jeszcze na przełomie lat 60-tych i 70-tych - w przypadku tej grupy, gdyby ta grupa chciała wydać płytę "Sur La Mer" powiedzmy w ubiegłym roku, a zrezygnować dwa lata temu z albumu "The Other Side of Life", zachowując najlepsze z niego utwory na tę właśnie okazję, to ubiegłoroczna płyta "Sur La Mer", byłaby genialna. Ponieważ zespół zapragnął wydać dwie płyty i niestety do roli producenta zaprosił... w roli producenta obsadził Tony'ego Visconti'ego, który widać bardzo lubi aparaturę elektroniczną, powstały dwie płyty fragmentarycznie świetne i ogólnie rzecz biorąc - rozczarowujące. "Sur La Mer" jest jednak lepsza od "The Other Side of Life", o tyle przynajmniej, że jest równiejsza, nie ma tutaj w zasadzie ani jednego utworu, który można byłoby zdecydowanie skrytykować, który na minus by się wyróżniał. Jednakże cała płyta sprawia wrażenie zrealizowanej przez maszynę, a nie przez ludzi i to jest mój podstawowy zarzut. Zarzucam poza tym niejakiemu Patrickowi Morazowi, który pełni rolę instrumentalisty grającego na tak zwanych klawiszach w grupie Moody Blues, zarzucam mu to, że zachowuje się troszeczkę jak gdyby po pijanemu tańczył wśród aparatury elektronicznej, potykając się, zawadzał ręką raz o jeden syntezator, a raz o drugi. Mike Pinder - oryginalny klawiszowiec Moody Blues nigdy na... na coś takiego by sobie nie pozwolił. On chyba już przed kilku laty widział, co się dzieje, że muzyka zmierza do komputeryzacji, do elektryfikacji, do dehumanizacji i w '78-mym roku, kiedy grupa Moody Blues się reaktywowała, Mike Pinder po płycie "Octava", zrezygnował. Cóż jeszcze można powiedzieć o albumie "Sur La Mer". Zespół niby w tym samym składzie: Justin Hayward, John Lodge, Ray Thomas, Patrick Moraz i Graeme Edge. Jednakże wśród instrumentalistów, którzy wymienieni są w konkretnych rolach, brakuje Ray'a Thomasa, tak jak gdyby niczego nie zrobił na tej płycie. Może to oczywiście błąd drukarski, może po prostu pominięto go przez pomyłkę, ale ja go tutaj nie słyszę, niestety. Słyszę natomiast Justina Haywarda, Johna Lodge'a, słyszę ich głosy - oni skomponowali cały materiał. Słyszę bardzo dużo efektownie brzmiących komputerów, elektroniczną perkusję, świergolące, że tak się wyrażę, syntezatory, które w tle dodają smaczku tej płycie. I niestety brakuje mi tutaj dawnego, przepięknego Moody Blues. Ale płyta jest dobra, płyty słucha się przyjemnie, z tym, że trzeba zapomnieć, że to Moody Blues, trzeba po prostu słuchać tej płyty jako, no czegoś, co zrealizowali byli członkowie tego zespołu, może tak. "Sur La Mer", czyli "Nad morzem". W pierwszej części następujące nagrania: "I Know You're Out There Somewhere", czyli "Wiem, że gdzieś tam jesteś", "Want To Be With You" - "Chcę być z Tobą", "River Of Endless Love" - "Rzeka niekończącej się miłości", "No More Lies" - "Nie będzie już więcej kłamstw", "Here Comes The Weekend", czyli "Oto nadchodzi weekend" - "Zbliża się weekend i "Vintage Wine", czyli "Pierwszoklasowe, pierwszorzędne wino". Proszę Państwa, dziś kilka dedykacji. Od kogoś z pewnego miasta na południe od Warszawy, dla kogoś w mieście na zachód od Warszawy, pozdrowienia przez Soczi, to będzie utwór drugi z dedykacją - "Want To Be With You". I od kogoś z Wałbrzycha, dla kogoś z Wałbrzycha, pozdrowienia przez Budapeszt, to będzie utwór trzeci. Natomiast o pierwszym muszę powiedzieć tylko kilka słów:
"I Know You're Out There Somewhere", czyli "Wiem, że gdzieś tam jesteś"
Wiem, że jakoś Cię odnajdę
I wiem, że jakoś do Ciebie wrócę
Dedykacja zbyteczna. Moody Blues - "Sur La Mer", część pierwsza.
14. The Moody Blues - I Know You're Out There Somewhere
15. The Moody Blues - Want To Be With You
16. The Moody Blues - River of Endless Love
17. The Moody Blues - No More Lies
18. The Moody Blues - Here Comes the Weekend
19. The Moody Blues - Vintage Wine
20. Komentarz Tomasza (brak)
21. The Moody Blues - Breaking Point
22. The Moody Blues - Miracle
23. The Moody Blues - Love Is on the Run
24. The Moody Blues - Deep
Płyty wykorzystane w ramach audycji
Marc Almond - Mother Fist And Her Five Daughters (1987)
The Moody Blues - Sur La Mer (1988)
Komentarze/recenzje
Tomek rewelacyjnie opowiada tutaj o nowej płycie The Moody Blues. Słychać pasję, ale i obiektywizm w ocenie.
Autor: Jaśko Marcin