W oczekiwaniu na bardzo spóźnionych gości
«1995-11-18»
Trójka Pod Księżycem

Komentarz

Oczekiwanie na bardzo spóźnionych gości z Peterem Murphym, grupą Love Like Blood, The Breath Of Life czy cudownym Eltonem Johnem. 
W audycji tej jak i następnej pojawił się dość niecodzienny gość u Tomasza - grupa Queen, w tej audycji z płytą Queen II. 
Okazją do tego była wówczas czwarta rocznica śmierci Freddiego Mercurego. 

Audycja dzięki

AkoBe - data

Vampirek - komentarz - treści komentarzy

Jaśko Marcin - opis

AkoBe - opis

AkoBe - pochodzenie

Jacek Łabiński - pochodzenie - fragment

Vampirek - pochodzenie - uzupełnienie

Opis

1. Sygnał audycji

2. Peter Murphy - Subway

3. Komentarz Tomasza (brak)

4. Tom Jones - Thunderball

5. Dionne Warwick - Kiss Kiss Bang Bang

6. Komentarz Tomasza (brak)

7. Marillion - Afraid of Sunlight

8. Komentarz Tomasza

"Afraid of Sunlight" - ci którzy boją się słońca, ale nie boją się Steve'a Hogartha, będą mogli obejrzeć i wysłuchać Marillion już jutro w Poznaniu, w Arenie, w poniedziałek w Warszawie, w Koloseum, we wtorek w Krakowie, w Hali Korony. Wszystkie koncerty rozpoczynają o godzinie 19-tej. Ja wybieram się na koncert krakowski, tak się akurat składa i mam nadzieję, że się nie przestraszę. Proszę Państwa, à propos koncertów, przypominam Love Like Blood, Breath of Life i Daimonion już 2-ego grudnia w Krakowie, w tejże Hali Korony. Bilety z tego co wiem są już do nabycia w 6-ściu większych miastach w Polsce. W Krakowie można je kupić w Music Cornerze i w Rock Serwisie, w sklepie firmowym Rock Serwisu przy Szpitalnej. Można je kupić także w Katowicach, w Opolu, we Wrocławiu, w Łodzi i oczywiście w Warszawie. W Warszawie w MegaDiscu przy Nowym Świecie i w Digitalu przy Alejach Jerozolimskich. I jeszcze à propos koncertów 23-ego, więc nieco szybciej, 23-ego listopada już w najbliższy czwartek w Sali Kongresowej, Kasia Kowalska pokaże nam wszystko co ma.

 

9. Kasia Kowalska - A to co mam...

10. Sygnał serwisu Trójki (1:00)

11. Sygnał audycji

12. Peter Murphy - Mercy Rain

13. Komentarz Tomasza

Peter Murphy ze swojej najnowszej płyty, utwór "Mercy Rain". I teraz będzie "kącik grozy", w "kąciku grozy" znajdziemy się na zamglonych londyńskich ulicach. To co nas tam spotka będzie bardzo zaskakujące, bo właśnie wtedy, kiedy najmniej będziemy się spodziewać pojawienia się kogokolwiek z mgły wyskoczy na nas Kuba Rozpruwacz. Grupa Judas Priest i utwór pod tytułem "The Ripper".

 

14. Sygnał kącika grozy

15. Judas Priest - The Ripper

16. Komentarz Tomasza

Krótko, konkretnie i na temat, grupa Judas Priest w jednym ze swoich najbardziej porywających utworów - "The Ripper", czyli Rozpruwacz. Oczywiście chodzi o wujka Kubę. Utwór z płyty "Sad Wings of Destiny" jeszcze z '75 roku, ale wtedy też nagrywano utwory, które w naszym kąciku grozy mają stu procentowe prawo miejsca. Utwory bardzo niesamowite. Niedługo cofniemy się na sam początek lat 70-tych i sięgniemy po najbardziej gotycką, mroczną i trupią płytę z tamtych lat - płytę "Home" grupy Procol Harum. Ale teraz w oczekiwaniu na naszych z lekka już spóźniających się gości, kolejny fragment i to już ostatni fragment, bo mamy już prawie całą płytę za sobą, fragment płyty grupy Love Like Blood, która za dwa tygodnie zagra w Krakowie. Płyta nazywa się "Exposure", jak już Państwo zdążyli się zorientować jest trochę inna od poprzednich, bardziej rockowa, bardziej surowa w brzmieniu. Może mniej gotycka, mniej klimatyczno-gotycka, ale na pewno intrygująca. Mnie w każdym razie podoba coraz bardziej za każdym posłuchaniem, chyba trochę przejadła mi się dawna formuła realizowania takiej muzyki i wolę inne, świeższe podejście. Z płyty "Exposure" zespół Love Like Blood i utwory: "Lost", czyli zgubiony i "Lethal Radiation" - zabójcze promieniowanie.

 

17. Love Like Blood - Lost

18. Love Like Blood - Lethal Radiation

19. Komentarz Tomasza

"Zabójcze promieniowanie" zespołu Love Like Blood, wcześniej utwór "Lost", to był utwór "Lethal Radiation", obydwa nagrania z płyty "Exposure" wydanej niedawno. No cóż proszę Państwa, wciąż para uroczych wampirów z zespołu Fading Colours do nas nie dotarła. Zastanawiam się już właśnie co się dzieje albo spotkali po drodze jakąś intrygującą ofiarę i osuszają ją z krwi i przyjdą później albo może Książę Filip, czyli następca tronu, czyli dziecię w jakiś tam sposób skomplikowało sprawę. W każdym razie skoro nie ma z nami De Coy, to musi z nami być Isabelle przez najbliższe 4 minuty. Jeszcze jedno nagranie jestem Państwu winien z płyty zespołu Breath Of Life. Zespołu, który coraz bardziej mi się podoba i który mam nadzieję wypadnie bardzo intrygująco na koncercie 2-ego grudnia w Hali Korony w Krakowie razem z Love Like Blood i Daimonionem. The Breath Of Life, czyli oddech życia, rzeczywiście bardzo życiodajna, piękna muzyka. Utwór nazywa się "Echo".

 

20. The Breath Of Life - Echo

21. Komentarz Tomasza

"Echo" i zespół Breath Of Life. Skoro nie ma zespołu Fading Colours fizycznie w studiu, to posłuchamy go sobie z płyty. Ja tylko powiem, że niewykluczone, niewykluczone, że wszystkie te opóźnienia są wynikiem tych wykopów, którymi jesteśmy tutaj otoczeni, bo od dłuższego czasu i na pewno słuchacze Trójki, którzy za dnia szczególnie słuchają są zaznajomieni z tymi hałasami z tym, że tutaj dookoła co się kopie, buduje i przebudowuje. Jest rozkopane wejście, są rozwalone korytarze, kładzie się posadzkę na wysoki połysk, przypuszczanie, że Beksiński się kiedyś na niej poślizgnie i skręci kark, ale niedoczekanie, kupię sobie lepsze buty. No w każdym razie cały budynek dla niewtajemniczonego gościa z zewnątrz może być trochę trudny do zdobycia, ale miejmy nadzieję, że jeszcze się naszych gości doczekamy. Zespół Fading Colours i utwór "Sister Of The Night".

 

22. Fading Colours - Sister Of The Night

23. Komentarz Tomasza

Siostra nocy wciąż nieobecnego z nami zespołu Fading Colours, który obawiam się już pewnie do nas nie zawita. Jestem dosyć zaniepokojony i sam nie wiem co się stało, ale żeby nie wprowadzać nerwowej atmosfery oczekiwania będziemy słuchać muzyki po prostu, bo ta muzyka miała się pojawić w tej godzinie. Chciałem przede wszystkim Leszka i De Coy zapytać o koncerty, które grali w Niemczech, podobno na jednym z tych koncertów występowali z Diary of Dreams. Jest to zespół, który coraz bardziej mnie intryguje. Wprawdzie nie można o nim powiedzieć żeby był specjalnie oryginalny, ale ma muzykę, której klimat przynajmniej wywołuje we mnie ten przyjemny dreszczyk, który lubię czuć słuchając tzw. gotyckiego rocka w szerokim rozumieniu tego słowa. Przed tygodniem słuchaliśmy piosenki z najnowszego samplera firmy Dion Fortune, to jest zupełnie nowe nagrania grupy Diary of Dreams. Tymczasem ja mam kilka takich poprzednich składanek tejże firmy i jak się okazało zespół ten również tam już był. I odgrzebałem dla Państwa dwa utwory, pierwszy nazywa się "The Stranger Remains", a drugi "False Affection, False Creation". Grupa Diary of Dreams.

 

24. Diary of Dreams - The Stranger Remains

25. Diary of Dreams - False Affection, False Creation

26. Komentarz Tomasza

"False Affection, False Creation", fałszywe uczucie, fałszywe stworzenie. Zespół Diary of Dreams, a wcześniej "The Stranger Remains". Dwa nagrania sprzed kilku lat, z poprzednich samplerów. Proszę nie mylić tylko określenia sampler, bo tak też nazywa się płyta promocyjna po prostu, więc może po polsku, z poprzednich płyt promocyjnych firmy Dion Fortune. Mam nadzieję, że zetknę się z tym zespołem w przyszłości. Znaczy się z jakąś płytą konkretną, nagraną od początku do końca, wypełnioną muzyką Diary of Dreams i wtedy będziemy mogli wspólnie sobie posłuchać jeszcze więcej utworów, bo wydaje mi się ten zespół wprawdzie nie odkrywa niczego, ale tworzy taką muzykę jaką chyba lubimy... Jeszcze jedno nagranie, jeszcze jednego zabawnego, zagadkowego zespołu, który nazywa się Children Of No Return - dzieci bez powrotu. Dosyć intrygująca nazwa grupy, utwór nosi tytuł "Man In The Moon", czyli człowiek na księżycu. Jest to również nagranie z płyty promocyjnej firmy Dion Fortune. Nic więcej o tym zespole nie wiem, ale utwór brzmi ciekawie.

 

27. Children Of No Return and The Beakerman - Man In The Moon (Unreleased Version)

28. Komentarz Tomasza

Grupa Children Of No Return i "Man In The Moon" - człowiek na księżycu. Drogie wampiry, ponieważ wciąż nie ma naszych gości, a trochę czasu jeszcze nam zostało do końca tej godziny. To pomyślałem sobie, że teraz utwór, który wprawdzie z gotykiem i takimi klimatami nie ma nic wspólnego, ale proszę go słuchać dalej przy zgaszonym świetle. On naprawdę zabrzmi fenomenalnie, to jest utwór z koncertu, który odbył się przedwczoraj 25 lat temu w Nowym Jorku. Radiowy koncert Eltona Johna z płyty "17 listopada 1970 roku", utwór "Sixty Years On", jeszcze przez sześćdziesiąt lat.

 

29. Elton John - Sixty Years On

30. Komentarz Tomasza

Zasłużone brawa dla Eltona Johna - "Sixty Years On", jeszcze przez sześćdziesiąt lat. Proszę Państwa, to był jeden z pierwszych utworów Eltona Johna w tej właśnie wersji, z tego właśnie koncertu jaki ponad 20 lat temu usłyszałem i jaki sprawił, że bardzo polubiłem tego Pana. Życzę mu, żeby tego utworu słuchano z taką samą przyjemnością jeszcze za sześćdziesiąt lat.

 

31. Sygnał serwisu Trójki (2:00)

32. Komentarz Tomasza

Minęła godzina druga, zbliża się prawie minuta po drugiej, więc serwis Trójki, który przedstawi Paweł Ulbrych...

 

33. Serwis Trójki

34. Komentarz Pawła Ulbrycha i Tomasza

PU: Był to serwis Trójki.
TB: Który przygotował i przedstawił Paweł Ulbrych

 

35. Sygnał Trójki

36. Sygnał audycji

37. Peter Murphy - Wild Birds Flock To Me

38. Komentarz Tomasza

To był znowu Peter Murphy ze swojej najnowszej płyty wydanej jak sądzę późno wiosną nazywającej się "Cascade", czyli kaskada. Jeden z tych bardziej przebojowych utworów, których jest na tej płycie więcej - "Wild Birds Flock To Me", czyli dzikie ptactwo całym stadem garnie się do mnie. Peter Murphy, były wokalista grupy Bauhaus, obecnie mieszka w Turcji. Jest żonaty z Turczynką, która tam jest bodajże choreografką i stworzył zupełnie jak zadeklarował się w wywiadzie udzielonym kilka miesięcy temu, stworzył zupełnie nowy zespół, nową muzykę. No nie wydaje mi się tak do końca, żeby to była nowa muzyka, aczkolwiek płyty tej słucha się ze sto razy większą przyjemnością niż przedostatniego albumu "Holy Smoke", zdecydowanie przyciężkiego i melodycznie kulejącego. Tutaj mamy więcej przebojów i trochę naprawdę intrygujących kompozycji. Jeszcze do tej płyty będziemy wracać, dziękuję za nią, Paweł Kot nan dostarczył Petera Murphy'ego dzisiaj - thank you very much. I teraz będzie coś zupełnie innego proszę Państwa. 24-ego listopada, więc już za kilka dni miną 4 lata od śmierci Freddiego Mercurego, oczywiście wiem, że wszyscy fani grupy Queen zdają sobie z tego sprawę i szykują się do obchodzenia tej smutnej uroczystości. Ja nie ukrywam, że byłem wielkim sympatykiem grupy Queen jeszcze w połowie lat 70-tych, jakieś 20 lat temu. Dokładnie było to na rok przed wielkim sukcesem singla z utworem "Bohemian Rhapsody". Tak się składa, że do dziś największą radość sprawia mi właśnie muzyka zawarta na płytach "Queen II" i "Sheer Heart Attack". Udało mi się je zdobyć 1975 roku wiosną. Wówczas w Polsce jeszcze mało kto o takim zespole słyszał, podejrzewam, że prawie nikt. W radiu praktycznie nie można było w ogóle grupy Queen usłyszeć. Natomiast w brytyjskiej prasie pojawiały się wtedy pierwsze, poważniejsze artykuły na temat Queen. Choć nie wszystkie były pochlebne. Pamiętam recenzję albumu drugiego, autor tak doszczętnie płytę zjechał, że nie zostawił na niej suchej nitki. Na szczęście nie obiecał, że się zabije, jeśli zespół odniesie sukces, jak zrobił kiedyś wcześniej recenzent pierwszej płyty grupy Uriah Heep. Podejrzewam, że gdyby był człowiekiem honoru, to musiałby słowa dotrzymać. Jak wiemy prawdziwa QueenMania zaczęła się dopiero w drugiej połowie lat 70-tych, już właśnie po płycie "Noc w Operze", po płycie "Dzień na Wyścigach". Wówczas, niestety i nie wstydzę się wprawdzie do tego przyznać, ale czuję się troszkę dziwnie, mówiąc to. Moje zainteresowanie grupą Queen poczęło słabnąć, ja wprawdzie kupowałem płytę za płytą, z wypiekami ich słuchałem, ale coraz bardziej opadała mi szczęka w tym negatywnym tego słowa znaczeniu. Jakoś nie podobał mi się kierunek, w którym ten zespół szedł. Po prostu przede wszystkim nie umiałem zaakceptować tych wodewilowych pioseneczek w stylu retro, które zdobiły płyty "Noc w Operze", "Dzień na Wyścigach". Natomiast późniejsze płyty były moim zdaniem po prostu nudne. Tak więc w latach 80-tych Queen przestał dla mnie istnieć w ogóle. Natomiast gdy Mercury zmarł, to też mówię to z pewnym zażenowaniem, ale prawda jest taka bardziej żałowałem wtedy Klausa Kinskiego, który zmarł bodajże tego samego dnia lub następnego. Klausa Kinskiego, którego właśnie możemy oglądać w Jedynce w horrorze "Venom", czyli jad. Niedługo zaatakuje go czarna mamba, więc radzę Państwu zwrócić na tę scenę uwagę. Jednak chylę głowę przed geniuszem Freddiego Mercurego, to był geniusz niepowtarzalny, na pewno. I wprawdzie nadal uważam, że marnował głos śpiewając 95% repertuaru późniejszego Queen. To jednak płyty, o których mówiłem "Queen II" i "Sheer Heart Attack" w pełni świadomie umieszczam w kanonie najoryginalniejszych płyt rockowych tego najlepszego okresu rocka w historii pierwszej połowy lat 70-tych. Wtedy właśnie Queen obok Roxy Music, obok Cockney Rebel przewodził zdecydowanie artystycznej rewolucji. I chciałbym teraz, żebyśmy wspólnie posłuchali sporych fragmentów właśnie tych dwóch płyt. Najpierw trzy pierwsze utwory otwierające album "Queen II". Przepiękny wstęp - Procesja, później "Father To Son", ojciec do syna i jeden z moich absolutnie ukochanych utworów Queen w całej dyskografii - "White Queen", biała królowa.

 

39. Queen - Procession

40. Queen - Father To Son

41. Queen - White Queen (As It Began)

42. Komentarz Tomasza

"Biała Królowa" (As It Began), jak to się wszystko zaczęło. Trzy pierwsze utwory grupy Queen jakie w życiu usłyszałem, trzy pierwsze utwory otwierające album "Queen II". Proszę Państwa no wiem, że to jest emocjonujący moment, na ekranie telewizorów wielka walka Klausa Kinskiego z wężem, ale my tu musimy się trzymać spraw muzycznych. Chociaż następny utwór będzie na temat. Nazywa się "Ogre Battle", czyli bitwa potworów i jest to kompozycja zrobiona z wielkim wykopem, z niesamowicie fascynującą wokalną, oprawą Freddiego. Trochę mi miejscami przypominało to niektóre, z tamtego również okresu, poczynania grupy Uriah Heep. Później będzie "The Fairy Feller's Master-Stroke", czyli dzieło wprost genialne, chodzi tutaj oczywiście o obraz. Później "Nevermore" - nigdy więcej, później marsz czarnej królowej - "The March Of The Black Queen" i "Funny How Love Is", zabawne jak miłość jest i tu trzy kropki... Grupa Queen przez kolejne kilkanaście minut, słuchamy.

 

43. Queen - Ogre Battle

44. Queen - The Fairy Feller's Master-Stroke

45. Queen - Nevermore

46. Queen - The March Of The Black Queen

47. Queen - Funny How Love Is

48. Komentarz Tomasza - rozmowa z De Coy i Leszkiem Rakowskim z zespołu Fading Colours

To się tak długo i powoli wycisza proszę Państwa, grupa Queen z płyty "Queen II", to były spore fragmenty tego albumu. I teraz miała się pojawić płyta "Queen III", czyli "Sheer Heart Attack", ale rzeczywiście doznałem prawie, że ataku serca na widok wchodzący przed chwilą do studia zapowiadanych naszych gości, którzy przybyli z dużym, dużym opóźnieniem. Witam, De Coy i Leszek Rakowski z Fading Colours.

De Coy i Leszek: witamy, cześć.


TB: Słuchajcie, ja już wiem dlaczego wy żeście nie przyszli. Oglądaliście horror z Klausem Kinskim, który skończył się dziesięć minut temu, przyznajcie się.

DC: Nie, to nie prawda...

LR: No tak, no..

DC: Nie, to nie prawda...

TB: Czemu tak strasznie spóźnili się dzisiaj, co się stało? Zegarki były ustawione niewłaściwie?

DC: Bachus.

TB: Co to znaczy?

DC: To znaczy piwo, alkohol, kobiety i śpiew.

TB: Mhm. Dobrze, to już nie będę konkretyzował żebyśmy że tak powiem nie robili smaku naszym słuchaczom. Słuchajcie, ja przede wszystkim chciałem się Was zapytać jak było w Niemczech, bo pojechaliście tam na dłuższą trasę koncertową. Nie ładnie, nie ładnie, w Niemczech gracie, w Polsce Was zobaczyć nie można. Mówcie jak było.
DC: Fajnie było, a jeśli chodzi o konkrety to ja bym wolała żeby to powiedział Leszek.

TB: Jak Was przyjęli?

LR: To znaczy, tam rzeczywiście pojawiliśmy się z koncertami promującymi płytę "Black Horse", którą znamy wszyscy.

DC: W dwóch wersjach zresztą.

LR: Tak. No, było to jakby nasze pierwsze doświadczenie, jakie stało się naszym udziałem, jeżeli chodzi o rynek niemiecki, generalnie o tamten rynek, po drugiej stronie Odry. No, było bardzo fajnie, bowiem graliśmy na takich koncertach... Byliśmy częścią trasy grupy Garden of Delight, w związku z tym nie były to nasze solowe koncerty, a jakby już takie festiwale albo też większe koncerty związane właśnie z koncertami tej grupy. I tak na przykład w Kolonii, ostatni nasz koncert zamykający całość był festiwalem jakby muzyki dark wave, gdzie pojawiły się różne znane na tamtym rynku grupy, jak na przykład Dance or Die, Merry Thoughts i właśnie Garden of Delight.

TB: A Diary of Dreams?

LR: Tak, Diary of Dreams..

TB: Bo podobno i graliście z nimi? Bardzo mnie intryguje ten zespół.

LR: Graliśmy z nimi w Berlinie, to był początek naszych koncertów wszystkich i no generalnie, tu oczywiście można by bardzo długo mówić, ale nie ma na to miejsca ani też czasu. W każdym razie jesteśmy bardzo zadowoleni, pierwszy krok poczyniliśmy no i właściwie teraz czeka nas ciężka praca i kontynuowanie, rozwijanie tego co już w jakimś stopniu tutaj osiągnęliśmy w tej chwili.

TB: Czy będzie płyta "Black Horse" w trzeciej wersji czy też nareszcie zrobicie coś nowego?

DC: Nie, nie, nie. Nie będzie płyty "Black Horse" w trzeciej wersji na pewno. Chociaż...

LR: Chociaż, jedna rzecz. Pojawi się utwór "Lie", zremiksowany...

DC: Tak, tak, ale to będzie na małej płycie w kwietniu.

LR: Na mini albumie i śpiewać będzie Darrin Huss z grupy Psyche, także to nie będzie do końca, ale...

DC: Takiego bólu, strasznego nie będzie, ale jest zapotrzebowanie na ten utwór, wiec go zrobimy po raz drugi. I to w kwietniu, w kwietniu ukaże się mała płyta...

LR: Znaczy, kwiecień, maj, ale to też może nawet czerwiec być, dlatego że jeszcze będzie brała udział Anne Clark, w z związku z tym no masa pracy i nie wiadomo czy się wyrobimy. W każdym razie no tam do wakacji powinno coś się pojawić, a jeżeli nie to we wrześniu.

TB: Ilu tych gości będzie, Darrin Huss, Anne Clark kto jeszcze?...

DC: Darrin Huss, Anne Clark... to wszystko...

LR: Po jednym utworze zaśpiewają no i tam trzy utwory chyba De Coy i właściwie... 5-utworowy... 5-piosenkowy, nie wiem jak to nazwać... 5 utworów złoży się na ten mini album i on ukaże się tam załóżmy do wakacji.

TB: Powiedzcie mi dlaczego to musi być mini album, po tylu latach istnienia zespołu, po tylu latach pracy w sumie, przecież ja słyszałem o Was i o płycie "Black Horse" kilka lat temu.

LR: Znaczy nie, może jeszcze dopełnię obrazu, bowiem rzeczywiście to brzmi bardzo dziwnie. Pojawi się mini album, ale jednocześnie parę miesięcy później cała płyta. Także to będzie takie wydawnictwo promujące zespół...

TB: Czyli rozumiem, że na mini albumie będzie to co będzie później na płycie...

DC: Nie, nie, nie... Właśnie tego chcieliśmy uniknąć...

LR: To jest mój największy ból, dlatego tak strasznie klucze, żeby ewentualnie jeden utwór tylko pojawił się na mini albumie, który również się powtórzy na całej płycie...

TB: W innej wersji mam nadzieję...

LR: Tak, tak, to będzie utwór... właśnie i jego i to będzie wersja maxi singlowa, która się pojawi na mini albumie, a tamta będzie bardziej rozbudowana i jakaś taka dłuższa i generalnie, trudno to mówić, w każdym razie będzie znacznie bardziej rozbudowana, w związku z tym, nie do końca powtórzona.

DC: Ja nie wiem czy, czy nasi obecnie zwolennicy, bo nie lubię używać słowa fani, będą usatysfakcjonowani, bo muzyka generalnie się zmieni...

LR: Dosyć mocno...

TB: W jakim kierunku powiedzcie coś? Bo ja też umieram z niecierpliwości.

LR: Spokojnie i więcej śpiewu...

TB: No to świetnie, to chyba będę usatysfakcjonowani.

LR: Mniej ostrego rocka, znaczy, generalnie ostrego w ogóle już nie będzie.

DC: Znaczy ostrego rocka...

LR: No nie, nie ma co ukrywać, nie będzie ostrego rocka...

DC: To nie był ostry rock...

LR: Ale takich rzeczy, nie będzie takich riffów gitarowych...

DC: Taka mniej gitarowa przede wszystkim...

TB: Co na to powie Tytus?

LR: Oj, nie wiadomo czy on w ogóle będzie...

DC: Trzeba byłoby zapytać Tytusa o to...

LR: No właśnie... W każdym razie będzie przede wszystkim dużo śpiewu, dużo spokojnych, nastrojowych utworów. Dużo bardzo przestrzeni i nie wiele gitar, a jak już, to akustycznych ewentualnie gdzieś tam, smakujących tam, to wszystko.

TB: Ja się bardzo cieszę, że w Niemczech Wam się powiodło, ale chciałbym wiedzieć czy w Polsce będziecie również chcieli wystąpić gdzieś, w jakimś przyzwoitszym miejscu, nie tylko w jakiś kinach, w których koncerty się nie odbywają wtedy kiedy mają się odbyć. Bo pamiętam wybrałem się specjalnie do tego kina w dzień, o którym słyszałem, że właśnie macie zagrać, pocałowałem tam klamkę.

DC: To był naprawdę...

LR: Fatalnych zbieg...

DC: zbieg naprawdę bardzo fatalnych okoliczności...

LR: Mieliśmy kaca przez cały dzień później, jak usłyszeliśmy o tym... Ale tak właśnie jakoś nie wiem, po prostu nie potrafię tego wyjaśnić...

DC: W Polsce jest jak jest, po prostu, takiej muzyki się nie kocha i tyle. I może dlatego byliśmy, tym bardziej byliśmy mile zaskoczeni przyjęciem jakie nam zgotowała publiczność niemiecka...

LR: A może jeszcze powiem à propos...

DC: Tam absolutnie bez kompleksu się podchodzi do takiej muzyki...

LR: ... przyszłych planów, że utwór z Anne Clark, który będzie promował wydawnictwo to, mam na myśli mini album, ale jak również dużą płytę, będzie miksowany przez Andreasa Bruhna, czyli dawnego gitarzystę Sisters of Mercy.

DC: Powiedział nie skromnie Leszek Rakowski...

TB: No to kolejny wspaniały gość, że tak powiem. Czy Eldtrich również coś dołoży na powiedzmy Waszej trzeciej płycie? Bardzo bym chciał...

DC: Kto wie, kto wie...

LR: Będziemy dreptać ścieżki, a jak coś wyjdzie to poinformujemy...

TB: A z tymi koncertami, to jak u nas, no nic nie będzie? ... płyta się ukazała z tego co wiem, już jest w dystrybucji, prawda? Ty Leszku z SPV masz na co dzień kontakt.. Nie tylko jako muzyk, ale również...

LR: Tam już pojawiła się w dystrybucji, generalnie jakoś tam dotarła do różnych miejsc...

DC: Trochę tych koncertów jednak było...

LR: Parę zagraliśmy, bo tutaj może uściślę...

TB: Ale zawsze na jakiś spędach, zawsze musiało być 15 innych zespołów przy okazji...

LR: Znaczy graliśmy, przed samymi koncertami w Niemczech trzy koncerty zagraliśmy, jeden ten nieszczęsny w Tęczy w Warszawie, później we Wrocławiu w Hali Ludowej...

DC: A to też był spend...

LR: ... z kolei wspólnie z Various Manx także to też rzeczywiście było spędowo.

TB: No pasowaliście do siebie bardzo...

LR: Z kolei jeszcze dzień wcześniej W Lublinie, na takim jakby...

DC: Prawie samodzielnie...

LR: No także...

DC: Widzisz...

TB: Słyszałem coś o Hali Ludowej we Wrocławiu właśnie, a to ten właśnie...

DC, Tak, tak...

LR: A to ten właśnie, z Variousem Manxem, jakoś tak nieszczęśliwie się złożyło. Dla nas szczęśliwie, bo w sumie duża publiczność, ale generalnie klimaty nie pasowały. Jakoś tak faktem jest, że nie gramy zbyt wiele i...

DC: Może za mało się staramy... jeśli o to...

LR: Ale teraz też troszeczkę, De Coy poświęciła się muzyce poważnej, to znaczy...

DC: Nie przesadzaj...

LR: Nie przesadzam, ale się bardzo mocno rozwija i kto wie jak będzie w przyszłości...

DC: Poświęciłam się swojemu dziecku...

TB: No właśnie, miałem zapytać o księcia Filipa, bo też tutaj wysnułem dzisiaj taką teorię, że to jego robota żeście nie zdążyli, że może nie wiem może się rozchorował o godzinie 22 i powiedział basta, jak on tam...

DC: Nie, Filip jest niezawodny, on o tej godzinie śpi po prostu. To jest zdrowy facet, który uważa, że noc należy spędzić, marząc, śniąc, a nie brykając i przeszkadzając rodzicom.

TB: No to śmiem twierdzić, że nie do końca jest zdrowy jako facet, bo noc należy przehulać uważam...

DC: On jeszcze o tym nie wie...

LR: Chciałbym podziękować Filipowi za to, że zasnął i umożliwił nam odbycie tego wywiadu.

TB: Słuchajcie, mam jeszcze jedno pytanie do Was. W związku z tym niezłym przyjęciu na rynku niemieckim itd. Chciałbym wiedzieć czy firma Dion Fortune może wreszcie sfinansuje Wam jakiś przyzwoity teledysk.

DC: W tej chwili robi się teledysk do utworu "Lie". Co prawda nie finansowany przez firmę Dion...

LR: Nie w Polsce ...Fortune. No, na razie jak mówię na razie ten teledysk będzie ukończony za dwa, trzy tygodnie...

DC: Jest to też teledysk komputerowy. Nie wiem czy zawiodę czy ucieszę...

TB: Czy będzie to kosmos znowu?

DC: Mam nadzieję, że nie, tamten był wstrętny i chcielibyśmy tego uniknąć.

LR: Ten ma być robiony przez ludzi, który orientują się w tym co robią i miejmy nadzieję, że na początku grudnia... będzie to coś bardzo ciekawego.

TB: Czy to będzie coś w rodzaju historii czy to będzie też taka psychodeliczna wiązanka obrazów? Jaki jest scenariusz?
DC: Ja myślę, że wersja numer dwa.

LR: Wersja numer dwa jednak. Odchodząc od tego co było poprzednio, bo rzeczywiście przy tym było, przypadkowo bardzo zrobione rzeczy...

DC: Wiesz co, to musiałby Tomek napisać scenariusz do tego teledysku, żeby on był taki jaki...

LR: Jest tylko jeden mankament - budżet.

TB: Właśnie, w moich... więc jak jak ja wymyślam teledyski, to faktycznie wybuchające helikoptery to jest minimum co tam się znajduje..

LR: To jest właśnie ten problem. Nie raz myśleliśmy tylko zastanawialiśmy się skąd...

DC: Byłby to teledysk zapewne godny, ale nas...

LR: Nie na tym etapie. Niestety nie stać nas na to, może w przyszłości...

TB: Słuchajcie, bardzo Wam dziękuję żeście w ogóle dotarli, bo już byłem zaniepokojony, zastanawiałem się czy jutro do Was nie dzwonić przypadkiem i nie zapytać czy...

DC: Czy żyjemy?

TB: Tak właśnie. Nawet zasugerowałem tutaj coś takiego, że może wysysaliście kogoś z krwi, ponieważ jesteście w takich świetnych humorach, to mam wrażenie że chyba jednak wyssaliście kogoś, prawda?

DC: Trochę czerwonego wina, owszem...

TB: Aha. Ale to tylko było wino i nic innego czerwonego?

DC: Nie, nie tym razem nie...

TB: Dobrze. Ja powiem teraz coś takiego, mianowicie, o miała być teraz grupa Queen, już nie będzie grupy Queen, bo skoro przyszliście to...

DC: No sorry.

TB: ... to zmienimy trochę klimat. Ale to nic nie szkodzi ja za tydzień wrócę do płyty "Sheer Heart Attack", tym bardziej, że za tydzień będziemy bezpośrednio po obchodzie czwartej rocznicy śmierci Freddiego Mercury'ego, więc sądzę, że klimat też będzie ku temu sprzyjający, a tak się składa, że listopad, to jest taki miesiąc nieboszczyków, więc sobie przypominamy różnych nieboszczyków. Albo mroczną, niesamowitą, ponurą muzykę. Dziękuję Wam jeszcze raz. Natomiast teraz będzie Peter Murphy. Pamiętacie takiego Pana?

DC: Tak, przed chwilą go pogrzebałam nie chcący.

LR: Bardzo dobrze.

TB: Właśnie, zdawało mi się, że to nie Peter Murphy tylko Freddie Mercury. Poznałabyś go po tym zdjęciu, taki grzeczny chłopczyk?

DC: No nie, nie...

TB: Z tyłu okładki tej płyty...

DC: Chociaż wiesz, te uszy...

TB: Te uszy ma odstające...

DC: Tak...

TB: Uszy ma odstające zupełnie właśnie tak po nietoperzastemu i jest to płyta, która nazywa się "Cascade", o której czytałem wiosną tego roku, a dopiero teraz do mnie dotarła i myślę, że teraz posłuchamy sobie razem utworu tytułowego. Co Wy na to?

LR: Tak, bardzo chętnie

DC: No, super.

TB: Peter Murphy.

DC: Nie żyje...

 

49. Peter Murphy - Cascade

50. Komentarz Tomasza i sygnał serwisu Trójki (3:00)

Peter Murphy i utwór "Cascade" - kaskada. Tytułowa kompozycja z jego ostatniej płyty. Jak się Państwo zorientowali był to kolejny, kolejny dowód, że wszystko u nas odbywa się na żywo jak najbardziej. Goście przybyli - "better late than never", a tymczasem minęła godzina trzecia.

 

51. Sygnał audycji

52. Jethro Tull - Living in the Past

53. Komentarz Tomasza

Zaczyna się najciekawsza godzina, powiedział nasz serwisant Paweł Ulbrych przed chwilą i bardzo miło było mi to słyszeć, mam nadzieję, że i niektórzy z Państwa tak uważają. W niektórych listach zresztą słuchacze tego nie ukrywają, że najbardziej lubią te stare właśnie nagrania. To jest również jedna z moich ulubionych godzin zawsze, podczas naszych księżycowych, trójkowych spotkań. Dlatego, że w tej ostatniej godzinie wracam wspomnieniami do swojego dzieciństwa, do swojej młodości, do czasów kiedy uczyłem się słuchać muzyki, kiedy, że tak powiem, z szeroko otwartymi uszami słuchałem wszystkiego i starałem sie w tym odnaleźć coś dla siebie. A wtedy bardzo wiele rzeczy mi się podobało. Grupa Iron Butterfly działająca w latach 1966-'71 w Stanach Zjednoczonych wywołała na mnie niesamowite wrażenie utworem, który wszyscy świetnie znamy, który przeszedł do historii, do kanonu muzyki rockowej, który też dzisiaj się pojawi niedługo - "In-A-Gadda-Da-Vida". Ale tak się złożyło, że pierwszy, poważniejszy kontakt z tym zespołem, miałem przy okazji kiedy wpadła mi w ręce płyta "The Best Of Iron Butterfly", zawierająca utwory praktycznie z całej dyskografii zespołu, z całej historii zespołu. I to już było w roku '72, czyli w momencie kiedy grupy już nie było. Tam też była kompozycja "In-A-Gadda-Da-Vida", ale w wersji skróconej, trzy minutowej tylko. Natomiast całą płytę otwierał utwór "Iron Butterfly Theme", czyli temat stalowego motyla, bo tak też nazywa się zespół - stalowy motyl. W nazwie połączenie lekkości, ulotności i zwiewności - motyl, z ciężkim brzmieniem - stalowym - Iron Butterfly. I zespół ten w listopadzie, w cyklu "Living In The Past" dlatego, że ktoś kiedy powiedział, iż wokalista Doug Ingle, ma bardzo depresyjny głos. A na okładce ostatniej płyty z '71 roku - "Metamorphosis" , jest trumna płynąca na morzu. Tak więc myślę, klimaty listopadowe zdecydowanie, a utwór "Iron Butterfly Theme", od którego za chwilę zaczniemy wspominanie nagrań tego zespołu, to utwór, który przepełniony jest atmosferą naprawdę niesamowitą.

 

54. Iron Butterfly - Iron Butterfly Theme

55. Komentarz Tomasza

Mówiąc całkiem szczerze, wahałem się nawet czy tego utworu nie odtworzyć Państwu kiedyś w kąciku grozy, bo jest on naprawdę przepełniony tak niesamowitym nastrojem, że te przyjemne ciarki biegają po kręgosłupie. Motyw gitarowy, przetworzony troszeczkę niespełna dwa lata później został rozwinięty i w pełni wykorzystany w kompozycji pod jakże adekwatnym tytułem "Filled The Fear" - przepełniony trwogą. Ten utwór też się dzisiaj pojawi, ale to za chwilę, bo najpierw jeszcze dwie piosenki, utwory wokalne. Utwory, które nawet były przebojami, o ile pamiętam wtedy - "Possession", czyli coś co do nas należy, własność i "Flowers and Beads", czyli kwiaty i świecidełka. Usłyszymy za chwilę ten depresyjny głos Doug Ingle'go.

 

56. Iron Butterfly - Possession

57. Iron Butterfly - Flowers and Beads

58. Komentarz Tomasza

Poznaliśmy już Iron Butterfly z prawie każdej strony. Z tej ciężkiej, instrumentalnej, przerażającej. Z tej uduchowionej, tajemniczej i z tej piosenkowej, lekkiej. Teraz magnum opus - "In-A-Gadda-Da-Vida". Pamiętam jeszcze w latach 70-tych zastanawiano się cóż może znaczyć ten dziwny tytuł, ale był on już właściwie od początku rozszyfrowany jako "In The Garden of Eden", czyli w rajskim ogrodzie, ale zapisane to było w taki bardziej fonetyczny sposób. "In-A-Gadda-Da-Vida", utwór który ma jedną wadę, jest fatalnie nagrany. W każdym razie płyta kompaktowa z tym utworem, nagrana jest naprawdę fatalnie i nikt jak dotąd nie wysilił się żeby zremasterować ten utwór, który no moim zdaniem zalicza się do wielkich, wspaniałych, niepowtarzalnych utworów w rockowej historii. Ale być może, być może, jest to niemożliwe, może to jest jak z pierwszą płytą King Crimson, która również brzmi strasznie blaszano, nie ma dynamiki, szumi. Może i z tym nagraniem niestety nie da się już nic więcej zrobić. Chociaż sądzę, że gdyby dysponujący jak bardziej nowoczesną techniką inżynier dźwięku wziął się do roboty, to może przynajmniej mniej by to szumiało i trochę bardziej dynamicznie brzmiało. No, ale mimo wszystko jest to utwór, który należy do, jak już powiedziałem, kanonu i przed takim utworem zdejmuje się z głowy kapelusz i nie narzeka się. 17 minut trwa ta kompozycja, niesamowite brzmienie organów jest tutaj dominujące, w środku dominuje perkusja, która stwarza nastrój wręcz jak z obrządku afrykańskiego. Taka zgrzytająca, rzężąca wręcz gitara można powiedzieć, przypomina ryczące słonie. Coś niesamowitego jest w tej kompozycji, coś transowego, nic dziwnego, że Michael Mann użył jej kilka lat temu do ilustracji najbardziej niesamowitej sekwencji swojego horroru opartego na książce Pana Harrisa "Czerwony Smok". Film był w telewizji jak "Łowca" wyświetlany i w finale kiedy psychopatyczny morderca ma zamordować kolejną ofiarę, a policja usiłuje mu w tym przeszkodzić, właśnie towarzyszy temu środkowa partia tego utworu "In-A-Gadda-Da-Vida".

 

59. Iron Butterfly - In-A-Gadda-Da-Vida

60. Komentarz Tomasza

Iron Butterfly - In-A-Gadda-Da-Vida. Te kościelne wręcz organy, obłąkańczo brzmiąca gitara i ten głos niczym fatum. Myślę, że w tej muzyce jest coś bardzo gotyckiego, w tym pełnym tego słowa znaczeniu. To była grupa zdecydowanie liturgiczno-gotycko rockowa - Iron Butterfly. Początkowo w składzie występował jeszcze jeden wokalista - Darryl DeLoach, na gitarze grał Danny Weis, na gitarze basowej Jerry Penrod, na perkusji Ron Bushy, a organista Doug Ingle był jak gdyby drugim wokalistą. To tylko na pierwszej płycie "Heavy". Na albumie drugim "In-A-Gadda-Da-Vida" już skład był inny i ten skład zrealizował również następną płytę "Ball", czyli piłka. Doug Ingle - organy, śpiew, Erik Brann - gitara, Lee Dorman - gitara basowa, Ron Bushy - perkusja. Płyta "Ball" to jedna z moich ulubionych w dyskografii zespołu Iron Butterfly i teraz z tej płyty trzy utwory. Bardzo ciężki, bardzo mroczny i bardzo gotycki - "In The Time Of Our Lives", za naszego życia. Później dwa utwory o strachu "Real Fright", prawdziwa trwoga i ten o którym wspominałem "Filled With Fear", przepełniony trwogą. Słuchamy.

 

61. Iron Butterfly - In the Time of Our Lives

62. Iron Butterfly - Real Fright

63. Iron Butterfly - Filled With Fear

64. Komentarz Tomasza

I to jest utwór po którym nie wypada życzyć nikomu przyjemnych snów - "Filled With Fear", przepełniony trwogą, cały w strachu. Utwór, który właściwie no śmiem twierdzić zamienia strach na dźwięki. Robota gitarzysty i klimat jaki z tego utworu emanują to po prostu majstersztyk. Grupa Iron Butterfly i jeszcze jeden utwór trochę w innym nastroju, bo wszedł do studia Jurek Kordowicz i powiedział, że strasznie, strasznie straszę. Niech następny utwór będzie monumentalny, ale nie horrorystyczny. Nazywa się "Stone Believer", chodzi tutaj o człowieka, który jest tak zdecydowanie przekonany w to, że wierzy w coś całym sobą. Utwór z płyty "Metamorphoses", z tej płyty na okładce której mamy kawałek morza i trumnę rozbijającą się o skałę.

 

65. Iron Butterfly - Stone Believer

66. Komentarz Tomasza

Iron Butterfly i "Stone Believer". Proszę Państwa za tydzień mam nadzieję będzie mniej wydarzeń losowych, może będzie mniej straszenia choć no za tydzień będzie dzień taki dla mnie wyjątkowy i przypuszczalnie znów urodzi nam się "seans o grobie", a teraz, teraz zabieram ze sobą rozbitą trumnę, odchodzę skryć się w zakamarkach skalnych, zaś na morzu pozostanie specjalista od burz elektromagnetycznych Jerzy Kordowicz. Do usłyszenia za tydzień, pół godziny po północy. Dobranoc.

 

67. Julee Cruise - Mysteries of Love

68. Komentarz Jerzego Kordowicza i sygnał serwisu Trójki (4:00)

To chorałowe granie i śpiewanie to oczywiście nie straszenie, tak kończy swoje, jednak troszkę straszące Trójki pod Księżycem Tomasz Beksiński. Minęła godzina czwarta. Serwis informacyjny Trójki - Paweł Ulbrych.

 


Płyty wykorzystane w ramach audycji

Iron Butterfly - Heavy (1968)

Iron Butterfly - In-A-Gadda-Da-Vida (1968)

Iron Butterfly - Ball (1969)

Iron Butterfly - Metamorphosis (1970)

Jethro Tull - Living in the Past (1972)

Judas Priest - Sad Wings of Destiny (1976)

Kasia Kowalska - A to co mam... (singiel) (1995)

Różni wykonawcy - Dion Fortune Sampler Vol. II (1993)

Różni wykonawcy - Dion Fortune Sampler Vol. 3 (1001 Nacht Dion Fortune Records) (1994)

The Breath Of Life - Lost Children (1995)