Audycja
«1993-01-10»
Spotkania w Radiu RMF FM

Komentarz

Po raz pierwszy w roku 1993 w radiu RMF FM. Audycja autorska, godz. 20:50-0:45 Dziś muzyka "stara", która ukazała sie w 1992 roku.

Audycja dzięki

Maciej Skulski - data

Maciej Skulski - komentarz

Vampirek - komentarz - treści komentarzy

Maciej Skulski - opis

AkoBe - opis - ostateczna wersja i komentarze Tomasza

Grzegorz Fik - opis - uzupełnienie

AkoBe - pochodzenie

Opis

1. Camel - Refugee

2. Komentarz Tomasza

Cześć! Bardzo serdecznie wita Was Tomek Beksiński po raz pierwszy w tym nowym roku, który właśnie niedawno się zaczął i wita Was utworem zespołu Camel, który to zespół będzie się dzisiaj pojawiał od czasu do czasu, a w ostatniej godzinie pojawi się w swoich różnych najpiękniejszych balladach. Rok to był, ten ubiegły, niesamowity pod różnymi względami. Można powiedzieć był zły. Można też powiedzieć, że był dobry. Wiele razy mówiliśmy już o różnych płytach, utworach, które wtedy się ukazały, pomyślałem sobie, żeby w nowym roku nie zaczynać od podsumowań, zrobię taką zupełnie inną jak gdyby zabawę. Zaproponuję Wam posłuchanie różnych utworów, których ja słuchałem po raz któryś już z rzędu w ubiegłym roku, ale po raz pierwszy z płyty kompaktowej. Utwory, które po prostu mnie różne rzeczy przypominały, w których różne wspomnienia jak gdyby się znajdowały. Będą to utwory różnych wykonawców, utwory, których często słuchałem i które w dużym stopniu kształtowały mój nastrój przez cały ubiegły rok, bo muszę się Wam szczerze przyznać, współczesna muzyka coraz mniej do mnie przemawia, coraz bardziej cofam się w czas, w czasie w przeszłość. Dlatego też utwór, którym was przywitałem, nazywa się "Refugee", czyli "Uciekinier". Jestem takim uciekinierem przed rzeczywistością w okres dorastania swojego, swojej młodości, okresu kiedy, w okres kiedy słuchałem muzyki po raz pierwszy, różnych wykonawców, różnych zespołów i na nich uczyłem się tego, co w tej chwili wciąż we mnie jest. I rok dla mnie zaczął się od takiej płyty, płyty, której właśnie słuchamy, która ukazała się wreszcie w wersji kompaktowej, długo na to czekałem, a była to pierwsza poważna kompozycja rockowa jaką w życiu słyszałem, jeszcze w 1972 roku, chyba w styczniu, chociaż była to już wtedy płyta mająca dwa lata. Zespół Rare Bird, album "As Your Mind Flies By", słuchamy tytułowego utworu.

 

3. Rare Bird - As Your Mind Flies By

4. Komentarz Tomasza

"As Your Mind Flies By" - "Gdy ulatuje twoja świadomość", część pierwsza wspaniałej suity "Flight" , czyli "Lot" zespołu Rare Bird i jednocześnie tytułowy utwór drugiego albumu wydanego w 1970 roku. Od tego utworu właściwie zaczęła się moja właściwa edukacja muzyczna i z prawdziwą przyjemnością nareszcie posłuchałem sobie tej kompozycji w całości z płyty kompaktowej, bez szumów, bez zakłóceń, na początku ubiegłego 1992 roku. Tak się rok dla mnie zaczął, a tak się skończył, kilkanaście dni temu dotarła do mnie wreszcie w wersji kompaktowej pierwsza płyta grupy Hawkwind, płyta wydana również w 1970 roku, właściwie płyta, która wtedy była o kilka lat przed czasem zrealizowana. Ja usłyszałem ją dopiero w '73, wiosną, łącznie z albumem trzecim, ale tak się złożyło, że wtedy właściwie ta płyta już była dla mnie czymś zupełnie jak gdyby szokującym, zaskakującym, a jednocześnie nie do końca nowym, bo znałem już nagranie "Silver Machine", to największy przebój grupy Hawkwind, który wcześniej się pojawił. Album nazywał się po prostu "Hawkwind", został zrealizowany - jak już powiedziałem - w '70 roku i ta oto kompozycja - "Seeing It As You Really Are" - była najbardziej wyróżniającym się utworem, który wtedy najsilniej utkwił mi w pamięci, utwór, który zdecydowanie każdego obdarzonego wyobraźnią słuchacza przenosi w jakiś zupełnie inny świat. Muzycy grupy Hawkwind znani byli z tego, że na samym początku lubili w stanie pełnego zamroczenia narkotykami występować na scenie i dlatego też tworzyli taką muzykę, która i słuchacza, bez nawet konieczności zażywania różnych środków, mogła w taki dziwny świat wyobraźni przenieść. Wydaje mi się, że ten utwór - "Seeing It As You Really Are" - zainspirowany też został trochę ścieżką dźwiękową do popularnego wówczas filmu "Dr. Leary". Przez przypadek słyszałem ten soundtrack. Film opowiada o Timothym Learym, jednym z naczelnych teoretyków używania środków halucynogennych w latach sześćdziesiątych. Tak się dla mnie rok zakończył, ten ubiegły, takim właśnie wspomnieniem. A co było po środku, to opowiem Wam później.

 

5. Hawkwind - Seeing It as You Really Are

6. Russell B. - Apocalypse Des Animaux

7. Komentarz Tomasza

Być może pamiętacie, że na początku ubiegłego roku też byłem w Krakowie. Byliśmy razem z Piotrkiem Kosińskim tutaj, w RMF-ie, prowadziliśmy program. Później byłem jeszcze jeden dzień i kiedy już wyjeżdżałem z Krakowa, udawałem się na dworzec kolejowy, przejeżdżając ulicą Głowackiego, pomyślałem sobie, że właściwie następnym razem, jak będę w Krakowie, muszę koniecznie odwiedzić mojego przyjaciela Profesora Sandy'ego. Wtedy rozminęliśmy się, niestety już było za mało czasu, abym mógł się zatrzymać i wpaść choćby na chwilę. Kilka dni później, jak się okazało 11 stycznia, Profesor Sandy wybierał się do Warszawy, wtedy rozminęliśmy się znowu, ale już po raz ostatni. Sandy do Warszawy po prostu nie dojechał. Na zawsze zatrzymał się w Jankach pod Warszawą, gdzie jego Polonez roztrzaskał się w drobny mak.
Taki był dla niektórych z nas początek tego roku również pod względem muzycznym, bo słuchaliśmy wtedy muzyki, która w jakimś sensie przypominała nam właśnie jego. Jednym z takich zespołów, których podobno z przyjemnością słuchał, był zespół U.K. Dlatego teraz dla Profesora Sandy'ego "Misplaced Rendezvous", jak ja ten utwór w tej chwili nazywam, czyli "Rendezvous 6:02".

 

8. U.K. - Rendezvous 6:02

9. Komentarz Tomasza

W ciągu kilku ostatnich lat wielokrotnie rozmijaliśmy się z Sandym. Wiem, że bywał w Warszawie akurat wtedy, kiedy ja bywałem w Krakowie. Wiem też, że parokrotnie próbował skontaktować się ze mną, ale akurat nie bywało mnie wtedy w domu. Widać tak już musiało być. Jak porucznik Drebin w filmie "Naked Gun" powiedział, człowiek ryzykuje wstając z łóżka rano, przechodząc przez jezdnię albo wsadzając nos w wentylator. Miało to być powiedzenie zabawne, ale jest w nim zawarta taka dosyć ponura prawda o życiu. Rzeczywiście ryzykujemy na każdym kroku. Niektórzy z nas lubią to ryzyko i lubią wsadzać ten nos w wentylator, tak specjalnie. W okresie kiedy często spotykaliśmy się, obydwaj z Sandym lubiliśmy w przenośni bardzo często wsadzać nos w wentylator. Umówiliśmy się kiedyś, że spotkamy się w piekle na głównej alei. Jeden z utworów, który będzie mi Sandy'ego zawsze przypominał nazywa się "Careful Where You Step" - "Uważaj na czym stajesz". Mam do dzisiaj jeden z listów Sandy'ego, który zakończył słowami "Careful where you step, there may be Profesor Sandy", czyli "Uważaj na czym stajesz, może tam być Profesor Sandy". Zespół Saga.

 

10. Saga - Careful Where You Step

11. Komentarz Tomasza

Pamiętam, że poznałem Sandy'ego w ten sposób, że jeszcze wiele lat temu napisał do mnie. Napisał do mnie, pytając, czy mógłby przegrać kilka płyt, bo usłyszał od przyjaciół, że mam tych płyt sporo. A wcześniej chodziliśmy razem do jednej szkoły w Sanoku, ale wtedy jeszcze zupełnie się nie znaliśmy. Okazało się potem, że mamy bardzo wiele wspólnych zainteresowań nie tylko muzycznych. Wiele płyt słuchaliśmy razem na bieżąco. Wiele płyt słuchaliśmy razem wtedy, kiedy Sandy je odkrywał. Jedną z takich płyt był album Roya Harpera - "Stormcock" - i muszę Wam tutaj powiedzieć, do dzisiaj nie mam wersji kompaktowej tej płyty. Mam tylko wersje analogową, natomiast Sandy wersję kompaktową zdobył. Specjalnie na dzisiaj wypożyczyłem tę płytę od niego, właściwie od jego żony, ale wiem, że sam na pewno chętnie by mi ją pożyczył do dzisiejszej audycji, gdyby był wśród nas. I myślę, że będzie z nami przez te najbliższe trzynaście minut, gdy słuchać będziemy utworu "Me And My Woman".

 

12. Roy Harper - Me and My Woman

13. Komentarz Tomasza

Roy Harper - "Me And My Woman", jeden z ulubionych utworów Profesora Sandy'ego i również jeden z ulubionych moich utworów. Muszę Wam powiedzieć, że tak myślałem ostatnio o tym, co się z nami dzieje, gdzie właściwie znajdujemy się zarówno w tym życiu jak i w każdym innym. I pomyślałem sobie, że chyba tylko samobójcy odchodzą w nicość, ponieważ tego chcą, ponieważ chcą po prostu odejść. Natomiast ci, którzy odchodzą nagle, znienacka, nieprzygotowani - i nas również pozostawiają nieprzygotowanych - jednak z nami zostają. Zostają w tym wszystkim, co nas kiedyś z nimi łączyło. W przypadku Profesora Sandy'ego pozostał on w muzyce. Dla mnie pozostał też w sprzęcie, z którego wciąż korzystam, gdyż był elektronikiem i przerobił mój wzmacniacz. Jest to wprawdzie bardzo stary wzmacniacz - i bardzo dziwi wielu moich przyjaciół, że wciąż korzystam z takiego sprzętu - to jednak pozostanę z tym wzmacniaczem aż do chwili, kiedy rozsypie się całkiem, bo wydaje mi się, takiego drugiego wzmacniacza po prostu nigdy mieć nie będę. Sandy'ego będę pamiętał zawsze głównie jako człowieka, który wiecznie czegoś szukał, który miał nieograniczoną fantazję i także nieograniczoną inwencję, człowieka, który żył zawsze na całość, żył i odszedł również z hukiem.

 

14. Russell B. - Apocalypse Des Animaux

15. Camel - Separation

16. Komentarz Tomasza

Andy Latimer na gitarze, czyli zespół Camel, który powróci w ostatniej godzinie naszego dzisiejszego spotkania i słuchać będziemy jego przeróżnych pięknych, balladowych, nastrojowych utworów z całego okresu kariery. Jak już powiedziałem przed mniej więcej godziną, dzisiaj zrobię takie małe podsumowanie ubiegłego roku, ale nie będziemy słuchać płyt wydanych w ubiegłym roku, bo tego już na pewno słuchaliście wielokrotnie i wszystko na ten temat zostało tutaj powiedziane. Chciałbym, abyśmy posłuchali utworów, które ja słuchałem podczas ubiegłego roku ze starych płyt, które przypominały mi przeszłość, a płyty te w ubiegłym roku ukazały się bądź do mnie dotarły w wersjach kompaktowych. Między innymi na początku roku, również w styczniu, zdobyłem wreszcie kompaktową wersję albumu "Phantasmagoria" grupy Curved Air. Ten utwór nazywa się "Melinda".

 

17. Curved Air - Melinda (More or Less)

18. Komentarz Tomasza

Brytyjska grupa Curved Air, czyli "Skrzywione powietrze" - ta dziwna nazwa pochodzi od tytułu albumu Terry'ego Riley'a - "Rainbow in Curved Air", czyli "Tęcza w skrzywionym powietrzu". Nazwa ta i być może również płyta, tak spodobały się członkom zespołu, że zdecydowali się tak się właśnie ochrzcić. Sonja Kristina była wokalistką tej grupy, a na skrzypcach wspaniale grał niejaki Darryl Way - muzyk, który później działał w zespole Wolf, a potem słuch o nim zaginął. Prawie wszystkie płyty zespołu Curved Air pojawiły się już w wersjach kompaktowych, na razie nie udało mi się zdobyć tylko czwartej - "Air Cut". Natomiast "Phantasmagoria" przez niektórych krytyków uważana jest za album najlepszy. Nie jestem w pełni przekonamy, ale na tej płycie znajduje się kilka naprawdę pięknych utworów, a chyba taki najpiękniejszy, najbardziej porywający, to "Marie Antoinette", czyli "Maria Antonina".

 

19. Curved Air - Marie Antoinette

20. Komentarz Tomasza

Grupa Curved Air, utwór "Marie Antoinette". Ta płyta - "Phantasmagoria" - zawsze będzie mi przypominać wiosnę 1974 roku, wtedy usłyszałem ją po raz pierwszy. Otrzymałem ją w przesyłce z kilkoma, nawet może kilkunastoma płytami od przyjaciela, który podesłał mi wtedy do Sanoka kilka płyt do przegrania. Były to czasy, kiedy jeszcze płyty były u nas w Polsce bardzo trudno osiągalne i wędrowały z rąk do rąk jak coś bardzo świętego. Curved Air - "Phantasmagoria" na płycie kompaktowej, płyta ta ukazała się dopiero kilkanaście miesięcy temu i tylko i wyłącznie w Japonii. A skoro jesteśmy przy różnego rodzaju wspomnieniach z ubiegłego roku i przy muzyce, której wtedy słuchaliśmy - myślę wszyscy, nie tylko ja - to nie mogę nie wspomnieć o koncercie, który odbył się na początku lutego. Grupa Procol Harum.

 

21. Procol Harum - Whaling Stories

22. Komentarz Tomasza

Zespół Procol Harum - "Opowieści wielorybnicze". Jak to dobrze, że ta legenda ożyła i raz jeszcze zawitała do Polski. Pamiętam, koncert grupy Procol Harum ze stycznia '76 roku był pierwszym rockowym koncertem, na który w życiu poszedłem. Jak to dobrze było w ubiegłym roku to sobie przypomnieć. Utwór, który za chwilę się pojawi przypomina mi rok '73 i rok '75. Zaraz powiem dlaczego. W '73 roku usłyszałem płytę, a w '75 roku latem poszedłem w Warszawie do kina na film zatytułowany "Mściciel". Ani płyta, ani film nie mają z sobą nic wspólnego, ale klimat był absolutnie ten sam. Zespół nazywa się Babe Ruth, płyta nazywa się "First Base", natomiast film "Mściciel" zrealizowany przez Clinta Eastwooda, przeniósł mnie w podobny, niesamowity zupełnie klimat, jakiego w westernach zazwyczaj nigdy wcześniej nie doświadczałem. Tematyką tej płyty jest również rzeczywistość westernowa. Ten utwór nazywa się "Wells Fargo". Tak nazywały się linie dyliżansowe w Stanach Zjednoczonych.

 

23. Babe Ruth - Wells Fargo

24. Komentarz Tomasza

Zniewalający dynamiką utwór "Wells Fargo", który otworzył album grupy Babe Ruth wydany w 1973 roku - "First Base". Tak ten zespół zadebiutował i była to płyta, która przeszła do historii rocka na stałe, chociaż nie wszyscy o niej słyszeli, bo po prostu zespół później nagrał kilka płyt mało udanych i się rozwiązał, ale ta płyta - raz jeszcze powtarzam - to płyta, którą każdy szanujący się sympatyk dobrego rocka znać musi. Kolejny utwór nazywa się "Black Dog", czyli "Czarny pies" i w nim wokalistka Janita Haan naprawdę pokazuje, co potrafi.

 

25. Babe Ruth - Black Dog

26. Komentarz Tomasza

To już kwiecień ubiegłego roku, kiedy był przegląd filmów spółki Monty Python. Bardzo wiele czasu spędzałem wtedy w kinie, ale tuż obok tego kina znajdował się wtedy sklep Megadisc. Pewnego dnia mając chwilę czasu, udałem się tam i wyszedłem z kilkudziesięcioma płytami, z których większość zakupiłem. Okazało się, że na kompakcie ukazała się wspaniała płyta grupy String Driven Thing - "The Machine That Cried", z której pochodzi ten oto utwór - "Heartfeeder". Pierwszy raz słuchałem tej płyty i tego utworu w 1980 roku jesienią, chociaż płyta powstała w '73, ale tak to już czasem bywa.

 

27. String Driven Thing - Heartfeeder

28. Komentarz Tomasza

Grupa String Driven Thing i utwór "Heartfeeder", czyli "Pożeracz serc". Jak już powiedziałem, pierwszy raz zetknąłem się z tą płytą jesienią 1980 roku. Byłem wtedy na trzecim roku studiów. Pamiętam, bardzo bolało mnie gardło. Otrzymałem przesyłkę z płytami i posłuchałem tego właśnie utworu. Pamiętam, że zrobiło mi się tak gorąco, że musiałem zdjąć swetr i rzuciłem nim przez pokój, gdyż tak podziałał na mnie ten właśnie utwór. Posłuchajmy z tej płyty jeszcze jednej kompozycji - "Sold Down The River".

 

29. String Driven Thing - Sold Down the River

30. Komentarz Tomasza

Ta grupa nazywała się String Driven Thing, a ten niesamowity skrzypek to Graham Smith, który później występował przez jakiś czas w zespole Van der Graaf Generator i kilkakrotnie nagrywał razem z Peterem Hammillem. Płyta grupy String Driven Thing - "The Machine That Cried", to był utwór "Sold down The River". Chciałbym jeszcze teraz cofnąć się z Wami do '72 roku i przypomnieć sobie, jak chodziłem do - która to była wtedy? - chyba siódmej klasy szkoły podstawowej i wtedy usłyszałem po raz pierwszy tę oto płytę, która ukazała się nawet w Polsce, wydana przez Polskie Nagrania. Posłuchajmy razem "Smutnej sagi o chłopcu i pszczole".

 

31. Gun - The Sad Saga of the Boy and the Bee

32. Camel - Another Night

33. Komentarz Tomasza

Grupa Camel i utwór "Another Night", czyli "Jeszce jedna noc". Zespół Camel wystąpi w ostatniej godzinie. Słuchać będziemy najpiękniejszych balladowych utworów tej grupy. A teraz, teraz "Wyścig z diabłem".

 

34. Gun - Race With the Devil

35. Komentarz Tomasza

Gdy w 1972 roku zaczynałem się pasjonować muzyką rockową, zdecydowanie bardziej podobały mi się, na początku przynajmniej, takie właśnie utwory, bardzo dynamiczne, porywające, przy których z przyjemnością waliło się do rytmu nogą w ziemię, a ponieważ mieszkałem w starym drewnianym domu, to było naprawdę słychać, jak się waliło nogą w ziemię. Zespół Gun i utwór "Race With The Devil", czyli "Wyścig z diabłem". To był przebój z '70 roku, a w '72 płyta tej grupy wydana została w Polsce. I tej płyty wtedy bardzo często słuchałem, chociaż teraz, gdy w kwietniu ubiegłego roku trafiła ponownie w moje ręce w wersji kompaktowej, zupełnie inny utwór mi się na najbardziej spodobał, utwór, którego wtedy jakoś niechętnie słuchałem i omijałem, a był chyba i jest najpiękniejszy na tej płycie - "Rat Race".

 

36. Gun - Rat Race

37. Komentarz Tomasza

Taka muzyka zawsze wytrzyma próbę czasu. Jeśli nawet wtedy, kiedy się ukazała, kiedy została zrealizowana, nie potrafiła nas wzruszyć, będzie w stanie nas wzruszyć później, ponieważ w niej jest prawdziwe życie. Teraz już się takiej muzyki, niestety, nie robi. Moi drodzy, w ubiegłym roku, w czerwcu, dotarł w moje ręce kompaktowy album Justina Haywarda i Johna Lodge'a - muzyków z grupy Moody Blues, która już wkrótce później w '72 była moim zespołem numer jeden - i wtedy zacząłem zdecydowanie gustować w utworach takich jak ten słuchany przed chwilą, chociaż wtedy go nie umiałem docenić. Tak to śmiesznie i zawile powiedziałem, ale wszyscy chyba wiedzą, o co chodzi. W każdym razie na tym kompaktowym albumie zespołu Moody Blues - właściwie Justina Haywarda i Johna Lodge'a tylko, z zespołu Moody Blues - znalazł się utwór "Blue Guitar", przebój z '75 roku, którego wtedy nie udało mi się usłyszeć. Usłyszałem go po raz pierwszy dopiero w czerwcu ubiegłego roku i była to naprawdę piękna chwila.

 

38. Justin Hayward & John Lodge - Blue Guitar

39. Komentarz Tomasza

Justin Hayward, John Lodge - "Blue Guitar", i to był czerwiec. Potem były wakacje, czyli okres moich wspaniałych kłopotów z kręgosłupem, mój konieczny urlop w ośrodku wypoczynkowym w Konstancinie, operacja i te, te równe, te różne przyjemności. Tak więc ten okres może pominiemy, chociaż to też wspomnienie muzyczne pod pewnym względem, bo wtedy w szpitalu często, często słuchałem magnetofonu. Były to raczej nagrania bardziej przebojowe, bo tylko taką głośniejszą muzyką można było zagłuszyć te cholerne mecze, których współpacjenci na okrągło słuchali. Natomiast po wakacjach dzięki uprzejmości firmy Megadisc w okresie rekonwalescencji trafiła mi w ręce koncertowa płyta zespołu Jane, z którym zapoznałem się już trochę wcześniej, ale ten koncertowy album jest naprawdę wspaniały. To też zespół z początku lat siedemdziesiątych, z okresu kiedy muzyka była naprawdę muzyką. Z tego koncertowego albumu utwór "Hangman".

 

40. Jane - Hangman

41. Komentarz Tomasza

Zespół Jane - grupa niemiecka, wtedy zachodnioniemiecka - i to był fragment koncertu z albumu "Jane Live", utwór "Hangman", czyli "Kat". Teraz jeszcze jedno nagranie, które pod koniec roku trafiło do mnie na płycie kompaktowej, a wcześniej w latach siedemdziesiątych miałem je nagrane na taśmie, ale nie wiedziałem, jak nazywa się zespół i nie wiedziałem, jak nazywa się utwór. Jakąż radość sprawiło mi odkrycie tożsamości tej kompozycji. To zespół East of Eden i nagranie z pierwszego albumu również wydanego na początku lat siedemdziesiątych, albumu "Mercator Projected", który też w Japonii niedawno ukazał się na kompakcie. Utwór nosi tytuł "Communion" i jest wspaniały, taki bardzo bartokowy, bo zresztą oparty na utworze Beli Bartoka.

 

42. East of Eden - Communion

43. Ultravox - I Want To Be A Machine

44. Komentarz Tomasza

Taki niesamowity krzyk człowieka wpadającego w próżnię kończy utwór "I Want To Be A Machine", czyli "Chcę zostać maszyną", nagranie zespołu Ultravox z pierwszej płyty tego zespołu wydanej w '77 roku, w okresie kiedy grupa jeszcze była pod władaniem jej założyciela i animatora, Johna Foxxa. I wtedy, kiedy już rodził się punk rock, kiedy już muzyka dyskotekowa zaczynała powoli komercjalizować muzykę i doprowadzać do bladej rozpaczy tych, którzy naprawdę mieli uszy, wtedy zespół Ultravox starał się jeszcze stworzyć coś nowego, coś oryginalnego, coś, co mogłoby w świecie postępowu... postępującej mechanizacji, zachować jakieś uczucia. Później z Johnem, już bez Johna Foxxa, z Midgem Urem, grupa Ultravox zdobyła wielką popularność, wylansowała wiele znanych, wielkich, wspaniałych przebojów, takich jak chociażby słynna "Vienna". Album pierwszy zatytułowany po prostu "Ulravox!" ukazał się na kompakcie pod koniec ubiegłego roku i to była dla mnie jeszcze jedna miła ubiegłoroczna niespodzianka. Pierwszy raz tej płyty słuchałem w roku '79. Dlaczego opowiadałem Wam dzisiaj to wszystko o roku ubiegłym? Chyba dlatego, że muzyka zawsze była dla mnie jakimś sposobem na życie i nie umiem być wobec niej taki zasadniczy i opanowany i bezstronny. Zawsze odbierałem muzykę emocjonalnie i chyba doszedłem już teraz do takiego wieku, w którym zaczynam coraz bardziej odczuwać wokół siebie pustkę i to pustkę właśnie muzyczną niestety. Współczesne płyty już nie wzruszają tak silnie i dlatego właśnie bez przerwy cofam się w przeszłość, uciekam w przeszłość i odgrzewam wszystko, co mi przeszłość przypomina. Wtedy muzyka żyła, a teraz jest sztucznie animowana, to jest taka moja teoria. Podobnie zresztą radio, muszę Wam szczerze powiedzieć. Z czasem, w miarę upływu czasu, coraz mniej widzę w nim dla siebie jakiekolwiek miejsce. Radio się komercjalizuje, komputeryzuje, a przeważa w nim muzyczna papka, od której chce mi się rzygać. Stajemy się po prostu przeżytkiem, ja i moja muzyka. Zresztą nie ma w niej nawet tak zwanych wartości chrześcijańskich, więc niebawem zostanie ustawowo zakazana. Tak się zastanawiam, co to są te wartości chrześcijańskie? Chyba taka sama mowa trawa jak idee marksizmu i leninizmu sprzed kilku lat. Od tego też zresztą chce mi się rzygać. Nie zostaje człowiekowi nic innego, jak zamknąć się przed tą demokracją w domu razem z płytami i żyć w takim odrealnionym świecie, w którym ludzie jeszcze pozwalali normalnie żyć innym. Zresztą jak John Foxx śpiewa, "I want to be a machine", niebawem i tak zastąpią nas maszyny. Przypomnijmy więc sobie, tak na koniec, "Kocią kołyskę" Kurta Vonneguta i czternasty rozdział "Księgi Bokonona" pod tytułem "Jaką nadzieję co do przyszłości ludzkości może mieć człowiek, jeśli weźmie pod uwagę doświadczenia ostatniego miliona lat?". Treść rozdziału brzmi: "Żadnej"!

 

45. Joy Division - Decades

46. Camel - Pressure Points

47. Komentarz Tomasza

Andy Latimer, jeden z pięciu, moim zdaniem, najwspanialszych gitarzystów świata obok Steva Hacketta, Steva Rothery, Davida Gilmoura i Mirka Gila - gitarzysty zespołu Collage, naszego polskiego zespołu. Ci, tych pięciu panów, oni potrafią tak zagrać, że gitara w ich rękach śpiewa i płacze. Andy Latimer, szef zespołu Camel, zespołu, który istnieje od początku lat siedemdziesiątych, przez kilka ostatnich lat milczał, ale w ubiegłym roku powrócił w trasę. I nawet, nawet niewiele brakowało, a zagrałby w Polsce. Wszystko wskazuje na to, że zagra w tym roku, w czerwcu tego roku. Trzymajmy kciuki. A dziś słuchać będziemy kilku najpiękniejszych, najwspanialszych utworów wokalnych i instrumentalnych z całej dyskografii grupy Camel. Rozpoczniemy oczywiście od TEGO nagrania, bo inaczej nie można.

 

48. Camel - Stationary Traveller

49. Camel - Tell Me

50. Camel - Heroes

51. Komentarz Tomasza

To był bardzo parsonsowaty utwór grupy Camel z albumu "Single Factor", "Heroes", czyli "Bohaterowie", a wcześniej chyba najbardziej przez nas lubiany i najczęściej słuchany i najbardziej sztandarowy "Stiationary Traveller", czyli "Podróżnik w miejscu" i "Tell Me" - "Powiedz mi" z albumu "Rain Dances". Grupa Camel powstała w '73 roku i nagrała wtedy płytę pod tytułem "Camel" w składzie: Andy Latimer - gitara, śpiew, Peter Bardens - instrumenty klawiszowe, Andy Ward - perkusja i Doug Ferguson - gitara basowa. Później po jakimś czasie odszedł Doug Ferguson, później odszedł Andy Ward, później odszedł Peter Bardens. W efekcie z oryginalnego składu do chwili obecnej został tylko Andy Latimer i właściwie od kilkunastu lat Andy Latimer to Camel. Oto kolejne utwory, pierwszy nazywa się "Airborn", czyli niosony, "Niesiony w powietrzu".

 

52. Camel - Air Born

53. Camel - Mystic Queen

54. Camel - Hymn to Her

55. Komentarz Tomasza

Utwór "Hymn To Her", czyli "Hymn do niej" - z tego okresu, kiedy w zespole Camel pojawiły się takie trochę niepokojąco jazzujące tendencje, ale nawet wtedy Andy Latimer zwyciężał ze swoją gitarą. Ten utwór pochodził z albumu "I Can See Your House From Here", a wcześniej słuchaliśmy kompozycji "Airborn" z płyty "Moon Madness" i "Mystic Queen" z pierwszego, debiutanckiego albumu grupy Camel wydanego na kompakcie dopiero teraz, niedawno, przez prywatna firmę Andy'ego Latimera Camel Productions. Album ten ukazał się, jak już mówiłem, w '73 roku nakładem firmy MCA i do chwili obecnej na kompakcie był po prostu nieosiągalny. Firma Camel Productions powstała gdzieś na początku lat dziewięćdziesiątych - należy tak przynajmniej sądzić - i jako pierwszą płytę wydała nowy album grupy Camel oczekiwany przez wielu fanów już beznadziejnie od siedmiu prawie lat, album "Dust And Dreams", który pojawił się pod koniec 1991 roku. Na tej płycie też jest kilka wspaniałych fragmentów. Oto jeden z nich.

 

56. Camel - Dust Bowl

57. Camel - Go West

58. Camel - Dusted Out

59. Camel - Fingertips

60. Camel - Selva

61. Komentarz Tomasza

Z płyty "Dust And Dreams" utwór "Go West" oprawny w takie dwa instrumentalne szkice: "Dust Bowl" i "Dusted Out", później "Fingertips" z albumu "Stationary Traveller" i prześliczna instrumentalna "Selva" z płyty "Single Factor". To już właściwie wszystko. Program realizował Robert Anders, a mówił do Was Tomasz Beksiński. Ponieważ nie lubię długich pożegnań, od razu mówię Wam: cześć!

 

62. Camel - Long Goodbyes


Płyty wykorzystane w ramach audycji

Babe Ruth - First Base (1972)

Camel - Camel (1973)

Camel - Moonmadness (1976)

Camel - Rain Dances (1977)

Camel - I Can See Your House From Here (1979)

Camel - The Single Factor (1982)

Camel - Stationary Traveller (1984)

Camel - Dust and Dreams (1991)

Curved Air - Phantasmagoria (1972)

East of Eden - Mercator Projected (1969)

Gun - Gun (1968)

Jane - Jane Live (1977)

Justin Hayward & John Lodge - Blue Jays (1975)

Roy Harper - Stormcock (1971)



Komentarze/recenzje

Przy utworze grupy Hawkwind Wspomnienia prof. Sandi, który zginął w wypadku samochodowym 11.01.92 w drodze do Warszawy. Prof. Sandi był przyjacielem Beksińskiego z Sanoka; był z wykształcenia elektronikiem i to on przerobił wzmacnicz Beksińskiego, ktorego B. zawsze używał. Ulubionym zespołem prof. było UK


Autor: Maciej Skulski