Audycja "Walentynkowa"
«1999-02-13»
Trójka Pod Księżycem
Komentarz
Już sam początek powoduje, że całej audycji słucha się z jakimś dziwnym niegasnącym napięciem... Szczerze mówiąc mam pewną hipotezę... Św. Walenty do niedawna jeszcze był czczony jako patron chorych na choroby umysłowe, nerwowe i epilepsje. Czy to aby nie dlatego właśnie to napięcie, ten ból Tomasza i niektóre utwory, które znalazły się w tej audycji...
Audycja dzięki
AkoBe - data
Vampirek - komentarz - treści komentarzy
AkoBe - pochodzenie
J.Sulisławski - pochodzenie - fragment
Ryszard M. - pochodzenie - fragment
Opis
1. ... Tomasza
Doktor! Doktor! Doktor! Doktor! Doktor! Doktor! Doktor! Doktor! Doktorze, Doktorze, mózg mnie boli.
2. U.F.O. - Doctor Doctor
3. Komentarz Tomasza
Niedawno, bo pod koniec 1998 roku minęła 25-lecie wydania słynnej płyty grupy Emerson, Lake & Palmer - "Brain Salad Surgery", czyli "Chirurgia mózgu". I niestety wtedy jakoś zaniedbaliśmy tę rocznicę, więc pomyślałem sobie, żeby dzisiaj króciutko to nadrobić, a w niedługiej przyszłości może oddamy tej płycie należyty hołd. W każdym razie cóż wypada mi zrobić teraz: zakładam okularki, przyklejam wąsik, wkładam szmatkę na głowę. Będę operował, będę operował, będę operował!
4. Emerson, Lake & Palmer - Brain Salad Surgery
5. Komentarz Tomasza
Pan patafian ustosunkował się właśnie do płyty grupy Emerson, Lake & Palmer - "Brain Salad Surgery". To był utwór tytułowy, którego na płycie nie było, ha ha, taka śmieszna historia. Utwór pojawił się tylko na drugiej stronie singla "Jerusalem", a na płycie go nie było, musiał odczekać kilka lat, zanim muzycy wydali go na albumie "Works Volume 2". Dzisiaj byłaby w związku z ostatnim odcinkiem Monty Pythona naprawdę idealna okazja na przypomnienie tej płyty, ale dzisiaj, dzisiaj "Trójka pod księżycem" wydanie walentynkowe już za chwilę, już za chwilę. Tak więc do tych nagrań, o których mówiłem przed chwilą, kiedyś tam niedługo wrócimy albo po nie sięgniemy. Myślę zresztą, że dzisiaj będzie okazja, żeby o tę płytę przynajmniej zahaczyć, tak, na pewno. Ale teraz coś z zupełnie innej beczki.
6. Temat tytułowy - z filmów o Bondzie
7. Komentarz Tomasza
W ramach naszej zabawy "Film w Jedynce muzyka w Trójce" James Bond 007 "Licencja na zabijanie". Muzyka powinna pojawić się przed tygodniem, ale tak się złożyło, że przed tygodniem był tutaj Piotr Kosiński, ja nie chciałem wszystkiego zmieniać dla jednej piosenki. Dlaczego dla jednej piosenki? Dlatego, że muzykę do tego filmu, mimo iż skomponował ją naprawdę dużej klasy artysta tworzący muzykę do filmów - Michael Kamen, muzyka do tego filmu specjalnie się niestety nie wyróżnia. Na przykład Michael Kamen nie stworzył utworu tytułowego, nie znał melodii do utworu tytułowego i w związku z tym komponując, przede wszystkim opierał się na temacie Bonda, który świetnie znamy. Do filmu włączono również dużo utworów piosenek pop, które też specjalnie z Bondem nie wiele mają wspólnego i również nie mają zbyt wiele wspólnego z akcją. Są gdzieś tam odtwarzane w tle, ale oczywiście na płycie z soundtrackiem się znalazły, więc była to płyta na tyle nieciekawa, że jej nie kupiłem, postanowiłem jej nie mieć i również nie mógłbym się z Państwem nią podzielić. Ale zgodnie z tradycją piosenka tytułowa "Licence to Kill" - "Licencja na zabijanie" śpiewa ją Gladys Knight.
8. Gladys Knight - Licence to Kill
9. Komentarz Tomasza
Gladys Knight i piosenka z filmu z Jamesem Bondem - "Licence to Kill", czyli "Licencja na zabijanie". Jak już wspomniałem, muzykę do tego filmu napisał Michael Kamen, ale nie miał niestety nic wspólnego z tworzeniem piosenki tytułowej. I podobna historia miała miejsce już później za każdym razem, to samo było w przypadku filmu "Goldeneye", to samo było w przypadku filmu "Tomorrow Never Dies", piosenka jak gdyby powstała oddzielnie, a muzyka do filmu powstała oddzielnie. Nie wiem dlaczego, dawniej przyjemnie było, oglądając film, słyszeć ten sam motyw, który również pojawił się po raz pierwszy na początku w czołówce i powracał też na końcu. Jak już Państwu mówiłem, John Barry kilka lat wcześniej złamał zasadę, żeby piosenka tytułowa była również piosenką finałową no i chyba za bardzo namieszał. Szkoda, że Michael Kamen nie stworzył utworu tytułowego do "Licence to Kill", byłaby to na pewno bardziej porywająca kompozycja. A jest to człowiek znany nam z nie tylko dobrej muzyki filmowej, jaką skomponował, chociażby do takich filmów jak: "Martwa strefa", "Robin Hood" czy "Jad". Ale też współpracował z Rogerem Watersem, z grupą Pink Floyd przy płycie "The Final Cut" na przykład i z wieloma innymi muzykami, którzy korzystali z jego usług jako orkiestratora, a także współkompozytora bardzo często. Proszę Państwa, to tyle, jeśli idzie o Jamesa Bonda, teraz... teraz chyba czas na... na temat główny.
10. Sygnał audycji
11. Led Zeppelin - Whole Lotta Love
12. Komentarz Tomasza
Tomasz Beksiński wita Państwa bardzo, bardzo, bardzo ciepło i serdecznie w "Trójce pod księżycem". Dzisiaj będzie, jak już powiedziałem, specjalne wydanie walentynkowe, ale wydaje mi się, że trochę się Państwo zdziwią, bo "Whole Lotta Love" i zespół Led Zeppelin na początek chyba nie zwiastuje tego, co można byłoby się spodziewać właśnie w walentynki. Będzie to bardzo rockowe podejście do miłości i nie będzie to ta miłość, o której chyba wszyscy myślimy w ten dzień. Do tego wieczoru dzisiejszego natchnęła mnie noc albo raczej część nocy w Trójce w zeszłym tygodniu w czwartek, kiedy zaprosił mnie tutaj Piotr Stelmach i wspominaliśmy sobie różne stare dzieje ze słuchaczami na antenie i tak dalej. Ja opowiadałem o swoich początkach o tym, jak zaczynałem słuchać muzyki, natomiast Piotr próbował wynajdywać we współczesnej muzyce coś, co byłoby na pewno nie gorsze i warte uwagi. Pomyślałem sobie wtedy, że opowiem Państwu dzisiaj o tym, jak zakochałem się w muzyce, było to w 1972 roku, ale o tym będę opowiadał za chwilę. W każdym razie powiem teraz tylko tyle, że "Whole Lotta Love" na początek no pojawiła się nieprzypadkowo, ale to też wyjaśnię mniej więcej za pół godziny z kawałkiem po następnym serwisie. Natomiast teraz chciałbym już z góry uprzedzić, że dzisiaj w ramach "Kanonu nieodkrytego", "Nieznanego kanonu rocka" dzisiaj będzie zespół Indian Summer, to będzie między godziną drugą i trzecią mniej więcej. Państwo tak bardzo prosili o tę płytę, że już od początku było chyba wiadomo, że zostanie przedstawiona w całości jako druga. Na zakończenie na pewno, na pewno albo przed zakończeniem, może na samo zakończenie, albo tuż przed samym zakończeniem, pojawi się najbardziej walentynkowy utwór wszech czasów, czyli "Valentyne Suite" grupy Colosseum. A teraz jeszcze dla tych wszystkich zakochanych, od wszystkich zakochanych i tak dalej piosenka uniwersalna - "Still... You Turn Me On". Mówiłem, że sięgniemy po płytę "Brain Salad Surgery". Greg Lake.
13. Emerson, Lake & Palmer - Still... You Turn Me On
14. Komentarz Tomasza
Przeglądałem dzisiaj, tak się przypadkiem złożyło, dużo starych zdjęć jeszcze z mojego domu rodzinnego z Sanoka. Z domu, którego już nie ma, a zdjęcia niektóre były robione jeszcze w tak wczesnym okresie, że pracownia mojego Ojca wyglądała zupełnie inaczej. Przypomniałem sobie miejsce, w którym pierwszy raz usłyszałem ten właśnie utwór, to było w grudniu '73 roku w niedzielę między godziną 18:30, a 19:00 gdzieś tak, w "Minimaxie" oczywiście. Pamiętam, jak stałem tam zupełnie zamurowany i nagrywałem pierwszą część płyty "Brain Salad Surgery", ale nie o tym teraz i nie o tym dokładnie dzisiaj, chociaż o czymś bardzo, bardzo, bardzo podobnym będzie. To był utwór dla wszystkich zakochanych, od wszystkich zakochanych i myślę, że w ten sposób podstawowe walentynkowe obowiązki mam już za sobą, chociaż wcale nie znaczy, że różne piękne utwory, traktujące między innymi także o miłości, nie będą się dziś pojawiać, bo będą i to dosyć często. Teraz jeszcze nawiążę na moment do tego wieczoru z Piotrem Stelmachem. Piotr pożyczył mi wtedy płytę grupy Live - "Secret Samadhi", bo bardzo spodobał mi się na niej jeden utwór. Przesłuchałem płytę kilkakrotnie i ten utwór podoba mi się najbardziej, powiem więcej nawet, podoba mi się tak bardzo, że teraz muszę go z Państwem posłuchać. "Rattlesnake".
15. Live - Rattlesnake
16. Komentarz Tomasza
Grupa nazywa się Live, a utwór "Rattlesnake", czyli "Grzechotnik". Wtedy kiedy słuchałem tego utworu pierwszy raz tutaj z Piotrem Stelmachem w studiu, to powiedziałem mu, że piosenka o wężu nie może być przecież zła, Państwo wiedzą, o co chodzi. "Rattlesnake" i utwór, którego no słucham prawie codziennie od zeszłego czwartku, nie od tego czwartku, ale od czwartku w zeszłym tygodniu. Podoba mi się również wiele innych fragmentów płyty "Secret Samadhi", również próbuję się przegryźć przez jedną z poprzednich, którą także dostałem od Piotra. No cóż, ja nigdy nie twierdziłem, że we współczesnej muzyce nie ma już nic, ale trzeba naprawdę umieć szukać, także, jeśli ktoś pomaga, to jestem mu bardzo za to wdzięczny. Proszę Państwa i teraz nasza zabawa zaproponowana przed dwoma tygodniami, zabawa w odgadywanie "skąd my to znamy". Mówiłem, że pewna piosenka z pewnej nowej płyty, wydanej pod koniec zeszłego roku, coś mi bardzo przypominała. Przypominała mi utwór Patti Smith, który nazywa się "Privilege (Set Me Free)". Może nie sam utwór mi ta piosenka albo ta kompozycja raczej przypominała, ile sam jego wstęp, taki bardzo organowy, bardzo religijny. Myślę, że zaczniemy od Patti Smith, niech Państwo teraz nadstawią uszu i spróbują sobie przypomnieć jaki utwór, którego często ostatnio słuchaliśmy, zaczyna się bardzo podobnie no, a potem będzie ten utwór.
17. Patti Smith - Privilege (Set Me Free)
18. XIII. Století - Elizabeth
19. Komentarz Tomasza
Oczywiście XIII Stulecie i "Elizabeth". Bardzo podobny początek organowy jak w utworze Patti Smith - "(Set Me Free) Privilege". Tak notabene była to piosenka, ta piosenka Patti Smith, z filmu pod tytułem "Przywilej", który był w latach sześćdziesiątych zrealizowany i główną rolę grał w nim niejaki Paul Jones - lider zespołu, wokalista zespołu Manfreda Manna. Będziemy kontynuować podobną zabawę, bo jest sporo takich utworów. Ja pamiętam, że kiedyś jeszcze w Programie Drugim parę lat temu... (dzwoni telefon) A to co? Telefon jakiś dzwoni, chwileczkę, zaraz, zaraz. Tak, tak, tak, tak, tak, tak, tak, tak. tak. Nie, niestety nie znam swojego numeru buta, zawsze ktoś mi pomaga kupować. A poza tym to proszę mi tu nie dzwonić, ja tu program prowadzę. Przepraszam Państwa najmocniej za to, to jest bez sensu, o. Jeszcze teraz, co ja tu mam, a, mam tu jeszcze walentynkowe pozdrowienia, zespół nazywa się Asia, to znaczy Asia.
20. Asia - Never in a Million Years
21. Komentarz Tomasza
Zespół Asia i to była tak zwana "piosenka z kluczem", specjalne pozdrowienia. Co ja tu jeszcze mam przed godziną pierwszą, mam jeszcze, mam jeszcze płytę zespołu Porcupine Tree, obiecałem wracać do niej. To jest płyta na kasecie wydana przez Rock-Serwis. Płyta zawierająca, właściwie kaseta, mówmy już konkretnie, kaseta zawierająca niepublikowane utwory wydane wcześniej albo na singlach, albo w ogóle niewydane - "Stars Die - Rare & Unreleased". Za chwilę utwór, który nazywa się "Nine Cats", czyli "Dziewięć kotów".
22. Porcupine Tree - Nine Cats
23. Komentarz Tomasza
Zespół Porcupine Tree i bardzo piękna, akustyczna wersja utworu "Nine Cats", czyli "Dziewięć kotów". Myślę, że noc jest dosyć chłodna i koty nie wychodzą, ale możemy sobie wyobrazić, że są wśród nas. Minęła pierwsza.
24. King Crimson - The Court of the Crimson King
25. Komentarz Tomasza
Wydaje mi się, że "Karmazynowy zamek" to najlepsze miejsce do wspominania. Gdy już zatrzasnęła się za nami brama i weszliśmy do środka, możemy usiąść sobie przy karmazynowym stole, przymknąć troszkę oczy, a może całkiem je zamknąć i wspominać jak to kiedyś było, jaka to kiedyś była muzyka i jakiej kiedyś słuchaliśmy. Tak to podobno jest z miłością, niektórzy mówią, że nigdy nie zapomina się chwili, kiedy człowiek pierwszy raz się zakochał, to prawda. I na pewno też nigdy nie zapomina się tej chwili, kiedy pierwszy raz usłyszało się jakiś utwór, jakąś płytę, coś, co tak głęboko nasz poruszyło i tak głęboko w nas zapadło no, że trudno zapomnieć, trudno nie pamiętać. To był rok '72, proszę Państwa. Rok '72, tylko 365 dni, a jednak bez przerwy coś się działo, dla mnie był to rok '72, kiedy wszystko się zaczęło. Chociaż zawsze mówiłem, że zaczęło się od utworu "Paranoid" grupy Black Sabbath, który usłyszałem oczywiście w Trójce gdzieś pod koniec '71 roku, ale to było tak zupełnie przypadkiem, ten utwór właściwie zadecydował o tym, że wtedy skonkretyzowało się moje poszukiwanie muzyczne. Zdecydowanie zacząłem szukać w dziedzinie rockowej, rezygnując całkowicie z tak zwanych piosenek, z utworów muzyki pop i tak dalej, oczywiście nadal ich słuchałem, ale to, co wciągnęło mnie najbardziej to muzyka rockowa. Później takim przełomowym momentem był chyba luty, 27 lat temu to było, dokładnie gdzieś teraz 27 lat temu usłyszałem suitę "Lot" grupy Rare Bird i to był chyba ten zdecydowanie przełomowy moment, w którym coś we mnie się zmieniło. A potem były niesamowite płyty, między innymi w marcu '72 roku King Crimson - "In The Court of the Crimson King". Płyta, która powtarzana była w Trójce dlatego, że właśnie rozwiązał się niestety zespół King Crimson, nie wiedzieliśmy wtedy, że powróci i to jeszcze wielokrotnie, a prezentowana była płyta "Islands", czwarta i jak się wtedy wydawało ostatnia. Wszystko to, co się wtedy działo w tym '72 roku nie ukrywam ja i nie ukrywamy wszyscy, zawdzięczamy jednemu człowiekowi, który właśnie obchodzi urodziny, jest nim Piotr Kaczkowski. Chciałbym mu serdecznie podziękować i zadedykować to wszystko, co dzisiaj będzie, będziemy bowiem wspominać, jak to było 27 lat temu. Kiedyś z Piotrem rozmawiałem i powiedziałem, że spróbuję mu zrobić spis tego, co prezentował 27 lat temu, gdyby ktoś z Państwa mógł mi pomóc i nadesłać kalendarz, prawdziwy kalendarz roku '72, myślę, że to by mi bardzo pomogło. A teraz z dedykacją dla Piotra utwór o bardzo, bardzo adekwatnym tytule - "The Magician's Birthday", czyli "Urodziny czarnoksiężnika".
26. Uriah Heep - The Magician's Birthday
27. Komentarz Tomasza
Uriah Heep i "The Magician's Birthday", czyli "Urodziny czarnoksiężnika". Utwór, który no powinien się dzisiaj pojawić także z tego powodu, że piosenka w sumie traktuje o tym, iż świat byłby znacznie lepszy, gdyby wszyscy bardziej się kochali, w dzień 14 lutego to chyba bardzo odpowiednie przesłanie. Ta płyta pojawiła się, pamiętam w "Minimaxie", na początku 1973 już roku, ale ukazała się w roku '72, tak więc do dzisiejszego programu, jak najbardziej pasuje. Natomiast moje pierwsze zetknięcie się z grupą Uriah Heep to był oczywiście utwór "Gypsy", który usłyszałem na taśmie u Ojca i dlatego bardzo, bardzo obydwaj czekaliśmy na zapowiadaną też właśnie w "Minimaxie" prezentacje płyty "Look At Yourself", to było gdzieś w kwietniu '72 roku o ile dobrze pamiętam. W każdym razie jeszcze przed bardzo też przez nas wyczekiwaną płytą "Machine Head" grupy Deep Purple. Uriah Heep - "Look At Yourself". Radio pamiętam grzało się już od godziny 13-14, chociaż "Minimax" był o 18:30.
28. Uriah Heep - Look At Yourself
29. Komentarz Tomasza
Uriah Heep - "Look At Yourself" - "Spójrz na siebie", tytułowy utwór trzeciej płyty. Płyta ta ukazała się jeszcze w '71 roku, ale była przedstawiana w "Minimaxie" pamiętam pod koniec kwietnia. Zdaje mi się, że pierwsza strona właśnie w niedzielę pod sam koniec kwietnia, a druga miała pójść w środę. Bo wtedy wyglądało to mniej więcej w ten sposób, że "Minimax" był co niedzielę, a w środę Piotr Kaczkowski prowadził audycję, która nazywała się "Mój magnetofon" i tam najczęściej była druga połowa płyty, z której pierwsza połowa pojawiała się w niedzielę. Pamiętam też, że pierwszego... właśnie w środę było 1 maja i audycja była tylko powtarzana rano i była jedyna okazja nagrania tego o ósmej rano. Drugiej strony płyty nie słuchałem, nagrywał Ojciec, w szkole nie myślałem o niczym innym, nie wiele brakowało, a dostałbym nawet dwóję, ale nagrało się wszystko dobrze. Pamiętam też, że przed tą płytą prezentowana była płyta grupy Osibisa, która niespecjalnie mi się spodobała, aliści muzycy tej grupy, szczególnie sekcja perkusyjna właśnie, towarzyszyła grupie Uriah Heep pod koniec nagrania "Look At Yourself". I tutaj naprawdę pokazali, na co ich strać, zresztą jeszcze jeden gość był na tej płycie, niejaki Manfred Mann w utworze "July Morning", ale to już zupełnie inna historia. Ja wiem, że ja chciałbym dzisiaj powiedzieć Państwu jak najwięcej, przypomnieć jak najwięcej, podzielić się tymi przeżyciami, które wtedy no miałem zapewnione, przynajmniej dwa razy w tygodniu, ale czasu nam nie wystarczy. Także teraz tylko wspomnę krótko, że na początku '72 roku między innymi takie płyty były jak: Emerson, Lake & Palmer, Pictures at an Exhibition, Jethro Tull - "Thick as a Brick", oczywiście wspomniany King Crimson, płyta "Islands" i przypomnienie płyty "In the Court of the Crimson King", a także suita grupy UFO - "Flying", była też płyta "E Pluribus Funk" grupy Grand Funk. Pamiętam, jak Piotr Kaczkowski powiedział, że ta płyta nie za bardzo mu się podoba, ale jeden utwór zdecydowanie tak, no i musiałem trochę dojrzeć do tego utworu, ale rok później tylko ten się ostał gdzieś na którejś z taśm, reszty płyty już nie było. Grand Funk i "Loneliness".
30. Grand Funk Railroad - Loneliness
31. Komentarz Tomasza
Amerykańska grupa Grand Funk Railroad i utwór z płyty "E Pluribus Funk" - "Loneliness", czyli "Samotność". No powiem tylko tyle, ilekroć słuchałem tego utworu, a zdarzało mi się to często wtedy i później też, to nawet jeśli czułem się samotny przed jego włączeniem to przez tych osiem minut z sekundami zdecydowanie nie. "Loneliness", czyli "Samotność", jeden z takich utworów, których no będzie się chyba słuchać zawsze, nie będzie się ich nigdy zapominać, to było dobrze, że wtedy właśnie zetknąłem się z tym nagraniem, wtedy w '72 roku. I teraz opowiem Państwu bardzo interesującą rzecz, otóż w maju '72 roku po... po tym, jak w "Minimaxie" pojawił się oczekiwany bardzo przeze mnie album "Machine Head" grupy Deep Purple i wkrótce potem powtórzenie płyty Deep Purple - "In Rock". Pamiętam, że do końca, nie wiem już w tej chwili czy był to "Minimax", czy była to audycja środowa w Trójce, ale do końca zostało kilka minut i wtedy Piotr Kaczkowski przedstawił dwa nagrania zespołu o nazwie Beggar's Opera, czyli Opera Żebracza. Były to dwa instrumentalne utwory, jeden nazywał "Lament", a drugim "Nimbus", szczególnie ten drugi po prostu mnie powalił i cóż, to był rok '72 gdzieś połowa maja czy koniec maja. Szukałem tej płyty, upłynęło prawie dwadzieścia lat, kiedy udało mi się ją gdzieś w '72 na wiosnę albo nawet równo dwadzieścia lat upłynęło, to chyba było w kwietniu albo w maju '92 roku, kiedy wreszcie tej płyty udało mi się posłuchać, nazywała się "Waters of Change" - Beggar's Opera. Posłuchajmy tej kompozycji - "Nimbus".
32. Beggar's Opera - Nimbus
33. Komentarz Tomasza
Grupa Beggar's Opera i z płyty "Waters of Change" utwór "Nimbus". Muszę Państwu powiedzieć, że zakochałem się w tym utworze wtedy pod koniec maja '72 roku bez pamięci, wręcz mnie przerażał i podniecał zarazem, czułem coś bardzo nieokreślonego i dziwnego, gdy go słuchałem. No i szukałem tej płyty, szukałem tej płyty dwadzieścia lat. Tak to już jest, że jak człowiek się kiedyś zakocha i ufikusuje na jakimś punkcie to już nie może zapomnieć. I bardzo się cieszę, że mam tę płytę, chociaż, jak się później okazało, zespół Beggar's Opera grał zupełnie inaczej, tak normalnie, czasem zdarzało mu się wypuścić taką śliczną, niesamowitą kompozycję instrumentalną. Ogólnie rzecz biorąc, zespół grał dość dynamicznie, dość klasycznie, na pierwszej płycie wprowadził do swojej muzyki wiele tematów z muzyki tak zwanej klasycznej, poważnej. No my znamy te płyty, przypominaliśmy je sobie w cyklu "Living in the past" jeszcze dawniej, wspominaliśmy je także później i będziemy je jeszcze wspominać oczywiście jak najbardziej. Mówiłem o maju '72 roku. Wkrótce później wiem, że w środowych audycjach z cyklu "Mój magnetofon" była płyta grupy Colosseum -"Live", we fragmentach tylko, były dwie długie kompozycje. I pojawiła się później płyta grupy Focus, bardzo podobna muzyka do tego, czego słuchaliśmy przed chwilą. Holenderski zespół Focus grający przede wszystkim instrumentalnie, gitara zupełnie w stylu Pink Floyd z tego okresu, dużo pięknego fletu. Liderem grupy był niejaki Thijs van Leer, który był niesamowitym flecistą, grał tam też niejaki Jan Akkerman, oprócz niego Cyril Havermans i Pierre van der Linden - czterech panów. Płyta nazywała się "Moving Waves / Focus II", była na niej suita oczywiście, bo jakże w tamtych czasach, na co drugiej, co trzeciej płycie były jakieś suity trwające przynajmniej kilkanaście jak nie ponad dwadzieścia minut. Tutaj była suita "Eruption", którą znamy też jako "Orfeusz i Eurydyka", bo o nich właśnie opowiada. Ale teraz przypomnimy sobie utwór "Focus II", bo grupa Focus miała też taki zwyczaj, że oprócz tego, że jej płyty miały jakieś tam tytuły czasami, to również znajdowały się na tych płytach utwory z numerkiem i wizytówką grupy. "Focus II".
35. Komentarz Tomasza
Holenderski zespół Focus i utwór "Focus II" z płyty "Moving Waves", drugiej w dyskografii tego zespołu. Ja się już od pewnego czasu noszę z bardzo poważnym zamiarem przypomnienia Państwu tej płyty, kto wie, czy nie w całości nawet, bo to jest taka płyta, że ciarki chodzą po plecach, gdy się jej słucha. I jeszcze jedno nagranie, które pojawiło się, to było w środę bodajże latem. I było to też podobnie jak w przypadku zespołu Beggar's Opera, skończyła się jakaś płyta, chyba Fleetwood Mac - "Future Games", zostało trochę czasu i Piotr Kaczkowski przedstawił dwa utwory zespołu Strawbs, o którym nie miałem pojęcia, nie wiedziałem w ogóle, co to jest. Pierwszy utwór był przeciętny, natomiast drugi zdecydowanie powalający. Później przez kilka lat szukałem tego zespołu, później udało mi się już zdobywać jego płyty niejako bez pośrednictwa Programu Trzeciego, bo jakoś w Programie Trzecim nie za bardzo był przedstawiany, nie wiem dlaczego. W każdym razie zespół wspaniały uważam. Utwór nazywa się "Tomorrow".
37. Komentarz Tomasza
Grupa Strawbs i utwór "Tomorrow", czyli "Jutro". Później odkryłem, że ukazał się on na płycie "Grave New World", ale prawda, że taki utwór potrafi zachęcić do poszukiwań czegoś więcej o tym zespole. Dopiero potem usłyszałem "Hero and Heroine", "Beside the Rio Grande" czy "Deadly Nightshade", ale "Tomorrow" będę pamiętał zawsze, to był początek. Grupa Strawbs. Za chwilę ciąg dalszy moich wspomnień i otwierania przed Państwem duszy jak to zakochiwałem się w muzyce dzięki Programowi Trzeciemu i Piotrowi Kaczkowskiemu, ale ponieważ minęła druga.
38. Sygnał Trójki
39. Medicine Head - Kum On
40. Komentarz Tomasza
"Trójka pod księżycem". Noc z soboty na niedzielę. Specjalne wydanie walentynkowe, ale dość nietypowe, bo otwieram dzisiaj przed Państwem swoje muzyczne serce, tamto inne serce, bardziej walentynkowe to już Państwo znają aż za dobrze, więc do tamtych rzeczy wracać już nie będziemy, mam nadzieję. Natomiast dzisiaj, dzisiaj muzyka przede wszystkim i sądzę, że ten krótki przegląd, nie wszystkiego, ale tego, co uważałem, że no koniecznie przypomnieć dzisiaj musimy. Troszkę Państwu może też wytłumaczę, dlaczego akurat taka, a nie inna muzyka pojawia się podczas naszych spotkań, dlaczego tak, a nie inaczej o niej Państwu opowiadam. No nie wiem, odczułem taką potrzebę takiego małego, muzycznego ekshibicjonizmu z tej okazji. I teraz mam pytanie: czy ktoś z Państwa w ogóle wie, że istniał kiedyś zespół o nazwie Medicine Head? I jeszcze jedno pytanie: czy ktokolwiek z Państwa wie, że zespół ten rok przed grupą Pink Floyd nagrał płytę pod tytułem "The Dark Side of the Moon"? No sądzę, że być może pamiętają o tym ci, którzy słuchali właśnie Trójki w '72 roku. Ta płyta była w "Minimaxie" i w środę gdzieś w czerwcu - "Dark Side of the Moon" - "Ciemna strona księżyca". Płyta piękna. Płyta, której wciąż po dwudziestu siedmiu latach szukam bezskutecznie. Spytają Państwo skąd ten utwór, którego słuchaliśmy przed chwilą, utwór pod tytułem "Kum On", oczywiście pochodzący z płyty "Dark Side of the Moon" grupy Medicine Head. Otóż udało mi się zdobyć składankę nagrań tego zespołu z lat 71-74 i są tutaj cztery kompozycje z tej płyty, niekoniecznie najlepsze. Pamiętam jak przez mgłę prześliczny, długi prawie sześciominutowy utwór, który zupełnie nie dawał mi wtedy spać, ale coś się stało z tą taśmą, gdzieś to przepadło na przestrzeni lat. Miałem nadzieję, że uda mi się ją, płytę grupy Medicine Head - "Dark Side of the Moon", gdzieś zdobyć, kiedyś zdobyć. Wciąż nie ma jej w wersji kompaktowej, chociaż została nagrana dla firmy Polydor, jest to firma spora, więc wydaje mi się, że mogłaby łaskawie ten album kiedyś wznowić. Jeśli ktoś z Państwa wie albo usłyszy, że "Dark Side of the Moon" grupy Medicine Head jest już w wersji kompaktowej, to proszę niezwłocznie dać mi znać. A tak, żeby jeszcze pokosztować tej płyty troszkę, chociaż jej wciąż nie mamy. Jeszcze jeden utwór ze składanki Medicine Head, oryginalnie wydany na tym albumie, nazywa się "Only to Do What Is True".
41. Medicine Head - Only to Do What Is True
42. Komentarz Tomasza
Grupa Medicine Head. Raz jeszcze przypominam to była płyta "Dark Side of the Moon" - "Ciemna strona księżyca" wydana rok przed grupą Pink Floyd. Pamiętam w jesieni '72 roku krążyły już coraz bardziej gorące plotki na temat nowej płyty Pink Floyd, początkowo miała się nazywać "Eclipse", a dopiero na wiosnę '73 roku już było wiadomo, że "Ciemna strona księżyca". Były wakacje później, pamiętam, że ta płyta, "Dark Side of the Moon" grupy Medicine Head, była jedną z ostatnich, jakie w roku szkolnym, byłem wtedy chyba w siódmej, tak, kończyłem siódmą klasę szkoły podstawowej, wtedy nagrałem w czerwcu i potem były wakacje, wakacje dość niesamowite. The Rolling Stones - "Exile on Main St.", Janis Joplin - "In Concert", suita "Tarkus" grupy Emerson, Lake & Palmer, wspaniała płyta Pink Floyd - "Meddle" z suitą "Echa", która absolutnie zmieniła moje życie i to był moment niezapomniany. Niestety wtedy pojawiła się bez końca, rozmawiałem później z Piotrem Kaczkowskim i pytałem, dlaczego bez końca. Okazało się, że była gdzieś tutaj przegrana na taśmie i jak się okazało, kiedy Piotr zapowiedział prezentację płyty i sięgnął po taśmę, okazało się, że ktoś, kto tę płytę przegrywał, po prostu nagrał tyle, ile zmieściło się na taśmie i wyciszył, zabrakło trzech minut. Nie dało się już nic wtedy zrobić, płyt wtedy w sklepach nie było. Były to wakacje '72 roku no i niestety, kiedy pierwszy raz w życiu słyszałem "Echa" kończyły się na dwóch mniej więcej powtórzeniach frazy instrumentalnej po ostatniej zwrotce, a tam jest jeszcze taka śliczna coda, no, ale cóż, miałem na co czekać. Wracając do tego, co było jeszcze w roku '72 na wakacjach: dwie pierwsze płyty Rory'ego Gallaghera, grupa Fleetwood Mac i "Future Games", no i ta płyta, o której zawsze opowiadałem, że mi się śniła w noc przed prezentacją - The Moody Blues - "Every Good Boy Deserves a Favour". Myślałem co dzisiaj z niej wybrać, myślałem, czy w ogóle coś z niej wybierać, może przedstawić ją w całości, ale to już kiedyś miało miejsce i kiedyś na pewno jeszcze będzie miało miejsce. Wybrałem w końcu pierwszy utwór, którego wtedy nie znałem i który był dla mnie nowy, bo znałem już wstęp i znałem kompozycję "The Story in Your Eyes". Następnym, pierwszym z nieznanych utworów dla mnie była piosenka Raya Thomasa - "Our Guessing Game".
43. The Moody Blues - Our Guessing Game
44. Komentarz Tomasza
The Moody Blues i "Our Guessing Game", czyli "Nasza zgadywanka". Utwór, który skomponował Ray Thomas, płyta "Every Good Boy Deserves a Favour - "Każdy dobry chłopiec zasługuje na względy". To było lato 1972. Proszę Państwa, za chwilę do tych moich wspominek wrócimy, ale teraz zgodnie z tradycją wiem, że wielu z Państwa czeka na niedawno zaproponowany, nowy/stały albo prawie stały punkt programu - "Nieznany kanon rocka". I zgodziliśmy się dzisiaj, Państwo zaproponowali, a ja z dużą przyjemnością to zrobię, przypomnieć płytę grupy Indian Summer, czyli Babie lato. Zespół, który powstał latem '69 roku, nagrał dwa lata później jedyną, ale niesamowitą płytę dla takiej małej firmy Neon, działającej w ramach koncernu RCA i później się rozwiązał, i słuch o nim zaginął. Gdyby nie niemiecka firma Repertoire, która raczyła kilka lat temu wznowić Indian Summer na płycie kompaktowej, no to przypuszczalnie posiadacze cyfrowych odtwarzaczy nigdy nie mieliby okazji zapoznać się z tą muzyką. No a my może słuchalibyśmy czasem fragmentów czarnej płyty, której ja również szukałem przez lat dziesięć. Bo to było tak, w audycji Romana Waszko - "Grające listy", w którąś z niedziel, w Programie Trzecim, przedstawił pan Roman dwa utwory: "God Is the Dog" i o ile dobrze pamiętam - "Secrets Reflected", ten drugi utwór nie został przedstawiony w całości. Nagrałem tylko "God Is the Dog" i kopiowałem go później chyba cztero albo pięciokrotnie z różnych taśm, żeby go zachować. Pokasowałem wszystko, co było na taśmie, ale ten utwór po prostu musiał gdzieś zostać. Wiem, że ta ostatnia taśma jeszcze gdzieś w domu u mnie jest, kiedyś będę musiał ją wyciągnąć i posłuchać jakaż to jakość była tego nagrania i czego to wtedy byłem zdolny jeszcze słuchać. "God Is the Dog"- utwór, który strasznie, strasznie chodził mi po głowie. Przez dziesięć lat nie mogłem tej płyty kupić, w końcu udało się ją odkupić od pana Romana oczywiście, dzięki pomocy przyjaciół z Trójki. I przez dziesięć lat cieszyłem się tą płytą, nawet w dobrym stanie była, dość dobrym jak na czarne krążki. No, ale my za chwilę posłuchamy z kompaktu tych ośmiu niesamowitych nagrań, które trwać będą prawie pięćdziesiąt minut, to była długa płyta. Cóż mogę Państwu powiedzieć o zespole, nie wiele. Jest tutaj krótka informacja, na samej płycie zawarta była taka malutka jak gdyby notka producenta, współpracownika właśnie Neon Records - Olava Wypera, który powiedział, że w '69 roku słuchał dwóch zespołów, z których wybrał Black Sabbath. I firma Vertigo, dla której wtedy pracował, podpisała kontrakt z Black Sabbath, a dwa lata później raz jeszcze spotkał się z Indian Summer i stwierdził, że zespół zrobił niesamowite postępy, więc podpisał z tym zespołem kontrakt. I to właściwie wszystko, co tutaj jest powtórzone w tej notce, bo wiemy tylko tyle, że płyta niestety się nie sprzedała wtedy, zespół nie odniósł takiego sukcesu, na jaki liczył i rozwiązał się. A tworzyło go czterech panów: Bob Jackson grający na instrumentach klawiszowych i śpiewający, Colin Williams - gitarzysta, również śpiewający, Paul Hooper - perkusista i Malcolm Harker - gitarzysta basowy, także wokalista. Producentem płyty był niejaki Rodger Bain, który także produkował pierwsze płyty Black Sabbath i Budgie. A panowie, których nazwiska przed chwilą wymieniłem, jak już Państwu wspomniałem swego czasu, wyglądali dość niesamowicie, trochę jak bohaterowie spaghetti westernu albo włoskiego horroru o zombie reżyserowanego przez Lucia Fulci. Taka bardzo westernowo-horrorystyczna jest ta fotografia zamieszczona z tyłu okładki, natomiast na samej okładce mamy wielki kaktus, więc też taki trochę westernowy klimat. Indian Summer. Myślę, że, myślę, że już zrobiłem odpowiednio gorąco atmosferę w ten zimny, lutowy dzień, noc, noc, chyba tak, można powiedzieć jeszcze noc, także przystąpimy do przesłuchiwania tej płyty. "God is the Dog" - "Bóg jest psem", to gra słów trochę, god czytany do tyłu, brzmi dog; "Emotions of Men" - "Ludzkie emocje"; "Glimpse", czyli taki krótki jak gdyby... "Krótkie pojawienie się czegoś", "Zarys jakiegoś... jakiejś postaci, czegokolwiek"; "Half Changed Again" - "Na wpół zmieniony" - "Na wpół odmieniony ponownie", "Black Sunshine" - "Czarne światło słońca"; "From the Film of the Same Name " - "Z filmu pod tym samym tytułem", bardzo zagadkowy utwór; następnie "Secrets Reflected" - "Odbite tajemnice" i "Another Tree Will Grow" - "Wyrośnie kolejne drzewo". W "Kanonie nieznanym", "Nieznanym kanonie rocka" grupa Indian Summer.
45. Indian Summer - God Is the Dog
46. Indian Summer - Emotions of Men
47. Indian Summer - Glimpse
48. Indian Summer - Half Changed Again
49. Indian Summer - Black Sunshine
50. Indian Summer - From the Film of the Same Name
51. Indian Summer - Secrets Reflected
52. Indian Summer - Another Tree Will Grow
53. Komentarz Tomasza
Grupa Indian Summer, płyta pod tytułem "Indian Summer", rok 1971. Klejnot wówczas nieodkryty, nikt się wtedy na tej płycie nie poznał, ale cieszę się, że teraz mogliśmy jej posłuchać. Cieszę się, że Państwu się podobała. Cieszę się, że Państwo chcieli, żebyśmy jej w całości posłuchali i myślę, że jeszcze będziemy do niej wielokrotnie wracać we fragmentach już chyba, nigdy może w całości albo za jakiś czas w całości. Przypomnę tytuły: "God Is the Dog" - "Bóg jest psem"; "Emotions of Men" - "Ludzkie emocje"; "Glimpse", czyli "Mgnienie" albo "Taki krótki na moment pojawiający się zarys czegoś"; "Half Changed Again" - "Ponownie na wpół odmieniony"; "Black Sunshine" - "Czarne światło słońca"; "From the Film of the Same Name " - "Z filmu pod tym samym tytułem"; "Secrets Reflected" - "Tajemnice odzwierciedlone" i "Another Tree Will Grow" - "Kolejne drzewo wyrośnie". Przypomnę jeszcze raz skład zespołu: Bob Jackson - instrumenty klawiszowe, dużo Hammondów było, naprawdę dużo i to dobrze oraz śpiew, Colin Williams - gitara, Paul Hooper - perkusja i Malcolm Harker - gitara basowa, dobre nazwisko, jeśli ktoś pamięta "Draculę", Malcolm Harker. Proszę Państwa, co będzie za dwa tygodnie, to jeszcze nie wiem, to również zależy od Państwa listów, ale na pewno nie mniej intrygująca płyta. A my teraz wracamy do moich muzycznych wspomnień z roku '72, kiedy to zakochiwałem się w różnych płytach, w różnych gatunkach muzyki. To już będzie teraz jesień '72. Wiem, że wtedy w "Minimaxach" i w środowych audycjach z cyklu "Mój magnetofon", bo tak się ona wtedy nazywała ta audycja, później "Muzyczna poczta UKF" bodajże przez jakiś czas, tak, były takie rzeczy, jak wznowienie drugiej płyty grupy Led Zeppelin. Zresztą Państwo już chyba wiedzą dlaczego "Whole Lotta Love" dzisiaj na początek, bo z tego utworu pochodził sygnał "Minimaxu" oczywiście. Później Emerson, Lake & Palmer - "Trylogia"; Uriah Heep - "Demons and Wizards"; piąta płyta grupy Chicago; Rod Stewart - "Never a Dull Moment"; wspaniała suita "Close to the Edge", w ogóle cała płyta grupy Yes - "Close to the Edge" i utwór "And You and I"; Pink Floyd tak w ramach oczekiwania na "Dark Side of the Moon", muzyka do filmu "Valley Obscured by Clouds" i między innymi zespół Ten Years After, moim zdaniem najlepsza płyta "Rock & Roll Music to the World". Gdy z Piotrem Stelmachem półtora tygodnia temu rozmawialiśmy, mówiłem, że byłem bliski przyniesienia wówczas na tamto spotkanie płyty "Rock & Roll Music to the World", jeden ze słuchaczy bardzo prosił wtedy o nagrania Alvina Lee. To były... to był mój taki najbliższy kontakt z bluesem albo z blues-rockiem, bo nigdy do bluesa jakoś się do końca nie przekonałem, ale w każdym razie blues a'la Ten Years After to jest to, co tygrysy lubią. Utwór, który dziś za chwilę zabrzmi, nazywa się "Turned off T.V. Blues", czyli "Blues wyłączonego telewizora".
54. Ten Years After - Turned off T.V. Blues
55. Komentarz Tomasza
"Turned off T.V. Blues" - "Blues wyłączonego telewizora" i grupa Ten Years After, wtedy nazywano Alvina Lee najszybszym gitarzystą świata. Pomyślałem sobie przy okazji, bo to jest naprawdę wspaniała płyta "Rock & Roll Music to the World", wydana oczywiście w '72 roku, jest na niej kilka pięknych rzeczy: "You Give Me Lovin", "Religion", "Standing at the Station". Pomyślałem sobie, że jak się spotkamy następnym razem, to przypomnę Państwu obszerny fragment innej płyty grupy Ten Years After. Płyty koncertowej "Recorded Live", która pojawiła się na rynku w roku '73, bo tam na tej płycie Alvin Lee też chyba w najlepszy sposób zademonstrował, co potrafi robić z gitarą. Płyta na żywo, więc na żywo zawsze gra się lepiej, bo adrenalina się bardziej wydziela. Płyta naprawdę wspaniała, także będzie myślę, na co poczekać. Tak à propos płyt koncertowych, to wtedy też usłyszałem w "Minimaxie" jedną z płyt mojego życia - Procol Harum na żywo z Orkiestrą Symfoniczną Edmonton. To było przeżycie niesamowite, tym bardziej że suity "In Held Twas in I" nie udało mi się nagrać, bo były potworne zakłócenia i bolałem nad tym strasznie. Dopiero po paru miesiącach przy jakiejś okazji, również w Trójce oczywiście, przy jakiejś okazji powtórek, udało mi się płytę uzupełnić. Ale teraz, teraz coś zupełnie z innej beczki. Płyta grupy Wishbone Ash - "Argus", która też wtedy była prezentowana i pamiętam, że Piotr Kaczkowski powiedział coś zagadkowego, powiedział to, kiedy płyta już się kończyła. Ja byłem oczarowany, po prostu wręcz zahipnotyzowany tą muzyką. Była to dla mnie płyta bajkowa, mistyczna, już same tytuły utworów wiele robiły: "Warrior", czyli "Wojownik", "King Will Come" - "Król nadejdzie", "Throw Down the Sword" - "Odrzuć miecz". Piotr Kaczkowski powiedział: "po pierwszej bardzo dobrej i po drugiej dobrej, trzecia płyta grupy Wishbone Ash wydała mi się trochę nudna". I muszę przyznać, że do dziś tych słów nie rozumiem. No cóż, "Liść i strumień", tak nazywa się utwór, który wtedy najbardziej mnie zauroczył.
56. Wishbone Ash - Leaf and Stream
57. Komentarz Tomasza
Wishbone Ash - "Liść i strumyk" - "Leaf and Stream" z płyty "Argus". Z płyty, która no dobrze, że pojawiła się wtedy w "Minimaxie" mimo to, iż Piotr Kaczkowski powiedział, że trochę wydała mu się nudna. Płyta, która no po latach chyba dla wszystkich jest najpiękniejszą w dorobku tego naprawdę wspaniałego zespołu Wishbone Ash - "Argus". To był '72 rok oczywiście, o czym wspominać chyba nie muszę. Jeszcze jedna ciekawostka mi się teraz przypomniała. Ja miałem wtedy dokładnie 14 lat, gdy słuchałem tej muzyki, trochę to dziwne, że dzisiaj jest właśnie 14 lutego, zawsze lubiłem takie różne, dziwne paralele. I jeszcze teraz będzie jedna bardzo dziwna rzecz, naprawdę dziwna. To będzie płyta, która wtedy miała się pojawić, bo została zapowiedziana, ale się nie pojawiła, nie wiem dlaczego. Po wielu, wielu latach, po 25-6 latach zdobyłem ją wreszcie w wersji kompaktowej i posłuchałem, i stwierdziłem, że szkoda, że wtedy się nie pojawiła, ale cóż, lepiej późno niż wcale. Piotr Kaczkowski zapowiedział zespół Jericho i nigdy go nie przedstawił, nie wiem czemu. To izraelska grupa. Płyta bardzo dobra, a utwór, który Państwo chyba już znają, bo kilkakrotnie go słuchaliśmy - "Justin and Nova". Sądzę, że gdybym go wtedy usłyszał, to byłby to utwór należący do żelaznego kanonu.
58. Jericho - Justin and Nova
59. Komentarz Tomasza
Niesamowita była siła i magia radia w tamtych czasach, skoro nawet płyta niezaprezentowana utkwiła w pamięci. Zespół Jericho, którego w '72 roku nie było mi dane usłyszeć i utwór "Justin and Nova" z płyty pod tytułem "Jericho". Proszę Państwa, no cóż, pod koniec '72 roku jeszcze były takie wspaniałości w "Minimaxach" jak Black Sabbath - "Vol.4" ze słynnym, przepięknym "Changes" i porywającym "Wheels of Confusion", był zespół Budgie oczywiście, płyta numer dwa "Squawk" z utworem "Young Is a World", wcześniej był także Manfred Mann z Earth Band i płyta "Glorified Magnified". I pamiętam, że jedną z ostatnich, o ile nie ostatnią pozycją wtedy, tuż przed świętami albo między świętami i Nowym Rokiem, przedstawianą pozycją w Programie Trzecim przez Piotra Kaczkowskiego oczywiście, była płyta Roxy Music. Debiutancki album tego zespołu z utworem "If There Is Something" - "Jeśli jest w tym coś". Posłuchałem i odkryłem, że zdecydowanie jest w tym coś.
60. Roxy Music - If There Is Something
61. Komentarz Tomasza
Roxy Music - "If There Is Something" - "Jeśli jest w tym coś". Pięknie grali Panie Dyrektorze, pięknie grali. Godziny uciekają niemiłosiernie szybko przy muzyce tak wspaniałej, więc mamy już tylko czas na zapowiedziane Colosseum. Raz jeszcze dziękuję Piotrowi Kaczkowskiemu za muzykę, no cóż, inaczej by mnie tu nie było ani dziś, ani wcale. A Państwa żegnam teraz najodpowiedniejszym utworem, suitą na Dzień Świętego Walentego. Do usłyszenia.
62. Colosseum - The Valentyne Suite
63. Komentarz R.Dziewońskiego
Jeżeli ktoś myślał, że tak długo grać nie można, a w tak twórczy sposób, to mam nadzieję, że już teraz, jeżeli oczywiście przez przypadek zupełny nie wiedział o tym, to już teraz na pewno wie. Tomasz Beksiński pożegnał się z Państwem takim o to utworem, który gdyby został napisany dziś, uznany by został za coś niemodnego. Trzeba modniej, trzeba powymyślać, dodać syntetyzatory, jeszcze jakiegoś pana, który szura na płytach i wtedy będzie w porządku. Tomasz chyba jest bardzo staroświeckim człowiekiem, odnosi się do takich rzeczy jak twórcza wyobraźnia na przykład, melodia, harmonia, rytm, takie drobiazgi. A ponieważ te drobiazgi także i mnie, chociaż w nieco innych sferach inspirują albo są po prostu potrzebne do wsłuchiwania się w muzykę, pozwolę sobie Państwa zaprosić na najbliższe trzy godziny. Tomasz Beksiński oczywiście już niedługo zjawi się tu ponownie.
Płyty wykorzystane w ramach audycji
Beggar's Opera - Waters of Change (1971)
Colosseum - Valentyne Suite (1969)
Emerson, Lake & Palmer - Brain Salad Surgery (1973)
Emerson, Lake & Palmer - Works (Volume 2) [White] (1977)
Grand Funk Railroad - E Pluribus Funk (1971)
Indian Summer - Indian Summer (1971)
King Crimson - In the Court of Crimson King (1969)
Medicine Head - Medicine Head (1990)
Porcupine Tree - Stars Die - Rare & Unreleased (kaseta) (1999)
Roxy Music - Roxy Music (1972)
Strawbs - Grave New World (1972)
Ten Years After - Rock & Roll Music to the World (1972)
The Moody Blues - Every Good Boy Deserves A Favour (1971)
Uriah Heep - Look At Yourself (1971)
Uriah Heep - The Magician's Birthday (1972)
XIII. Století - Ztraceni v Karpatech (1998)